Foto: Krzysztof Stanowski i Marcin Najman w kampanii Tyskiego

Tytułowa parafraza internetowego żartu idealnie pasuje nie tylko do całej sytuacji, ale i do głównego bohatera, który bardzo wysoko się wdrapał i z hukiem spada. Krzysztof Stanowski, znany również jako „Stano”, od wielu tygodni zmagał się ze swoim nadwyrężonym wizerunkiem, chociaż jeszcze nie tak dawno był królem Internetu i „dziennikarzem śledczym”. Problem Stanowskiego od zawsze polegał na tym, że wszystko, co w swoim zawodowym życiu osiągnął zawdzięczał znajomościom i populistycznym projektom.

Znajomość ze śp. Pawłem Zarzecznym uczyniła ze Stanowskiego dziennikarza sportowego, znajomość ze Zbigniewem Bońkiem i za jego pośrednictwem z bukmacherami, pozwoliła  mu robić biznes na portalu sportowym „Weszło”, prowadzonym w stylu skandalizujących pisemek plotkarskich. Inny znajomy, Czesław Michniewicz, który z kolei bardzo dobrze znał Ryszarda Forbricha ps. „Fryzjer”, „Szczota”, „Architekt”, dostarczał Stanowskiemu unikalne treści i prognozy wyników piłkarskich pojedynków. Wreszcie znajomości ze znanymi dziennikarzami: Mateuszem Borkiem, Tomaszem Smokowskim i Michałem Polem, dały Stanowskiemu udział w projekcie „Kanał Sportowy”.

Panowie dziennikarze wymyślili sobie, że stworzą internetową telewizję sportową, jakiej nie ma w Polsce i na świecie. Życie zweryfikowało ten ambitny projekt do poziomu „Weszło”, a nawet jeszcze niżej i „Kanał Sportowy” w mgnieniu oka stał się bardziej kanałem niż sportowym. Kolejni zapraszani goście, jak również prowadzący, patrz wykpiwana przez Stanowskiego Małgorzata Domagalik, tworzyli atmosferę tandetnego „szoł”, co na platformie YouTube zawsze dobrze się sprzedaje. Zresztą twórcy specjalnie nie ukrywali swoich intencji, budując takie podprojekty jak “Hejt Park”, czyli celebryckie pranie brudów. Nie jest przypadkiem, że pierwszym hitowym odcinkiem „Hejt Parku” było prymitywne starcie Stanowskiego z Marcinem Najmanem, a następnym z Jasiem Kapelą.

Szczyt popularności kanałowi i przede wszystkim Krzysztofowi Stanowskiemu dał jednak jeszcze marniejszej jakości przeciwnik, czy raczej worek treningowy. „Stano” postanowił publicznie upokorzyć Natalię Janoszek, podrzędną aktorkę, która mimo wszystko wgrała w półfinale popularnego programu Polsatu „Twoja twarz brzmi znajomo” z inną mało znaną aktorką, Katarzyną Kołeczek. Tak się przypadkowo składa, że Katarzyna Kołeczek jest żoną Przemysława Rudzkiego, redakcyjnego kolegi Stanowskiego, zatem znów wrócił motyw znajomości w CV „Stano”. Zaangażowanie Stanowskiego w upokarzanie Janoszek przerosło wszelkie granice zdrowego rozsądku, było to klasyczne strzelanie z armaty do wróblicy, ale kasa się zgadzała, jak nigdy.

Gigantyczna i wieloetapowa reklama połączona z postępowaniem sądowym oraz miliony widzów filmu „BOLLYWOODZKIE ZERO: NATALIA JANOSZEK. THE END”, dały Stanowskiemu nowy i znacznie wyższy poziom rozpoznawalności. Jedynie Edyta Bartosiewicz niespecjalnie doceniła reżyserię i aktorstwo Stanowskiego, za to upomniała się o swoją własność intelektualną, którą Stanowski bezprawnie wykorzystał. “Stano” z pewnością zauważył, że trafił do pierwszej ligi celebryckiej, w końcu od lat o tym marzył, ale o jednocześnie zlekceważył swój awans i nie przygotował się do nowej roli. Mówiąc wprost Stanowskiemu  puściły hamulce, całkowicie się „spudelkował” i co gorsza uznał, że teraz może już wszystko.

Paradoksalnie albo i nie, sukces Stanowskiego wywołał poważny zgrzyt w relacjach ze wspólnikami “Kanału Sportowego”, którzy zauważyli, że ich partner przegina z celebryckim podejściem i całkowicie wypacza pierwotny projekt, w dodatku grając wyłącznie na siebie. Pretensje kolegów nie wychodziły na forum publiczne, przynajmniej nie w postaci bezpośredniego sporu, jednak media temat podchwyciły i drążyły. Tymczasem Stanowski zamiast się wyciszyć dał się sprowokować i dołożył do pieca.

Afera „Pandora gate” rozpętana przez Sylwestra Wardęgę przykryła zasięgami i wagą problemu wygłupy Stanowskiego z Janoszek. Swoim zwyczajem Stanowski długo milczał i patrzył jak się sprawy rozwiną, ale Internauci natychmiast zestawili „aferę” Janoszek z „Pandora gate” i zaczęli kpić ze „Stano”. Gdy Stanowski wreszcie zrozumiał, że konkurencja go prześcignęła i wręcz ośmieszyła, próbował wejść do gry, ale był już tak bardzo spóźniony, że zaczął zaliczać nokaut, za nokautem. Broniąc się zaczął wchodzić w rolę moralizatora i recenzenta, ale i tutaj natychmiast zaliczył deski.

Internet wypomniał “moralizatorowi” kogo zapraszał do „Kanału Sportowego” i jak sam „żartował”. Po Internecie odezwali się sponsorzy, którzy grozili zerwaniem współpracy i wtedy Stanowski wpada w prawdziwą panikę. Próbując ratować kontrakty zwalnia jednego z tych dziwnych youtuberów, niejakiego Macieja Dąbrowskiego vel „Człowiek Warga”. Powodem jest filmik nagrany 9 lat temu, gdzie padają nieprzyzwoite „żarty” pod adresem młodych dziewczyn. Sprawy przybierają jednak fatalny obrót i Stanowski musi się ze swojej decyzji ostro tłumaczyć.

Nic to nie daje, wręcz przeciwnie i “Stano” ponownie ląduje na deskach. Użytkownicy portalu “X” masowo biorą w obronę Dąbrowskiego, który o dziwo w bardzo dobrym stylu i bez żadnego „ale”, przeprasza za swoje zachowanie. Jednocześnie pod komentarzami Stanowskiego hurtowo ląduje nagranie „żartu” o „wykorzystanej jedenastce”, który Stanowski opowiedział zwolnionemu Maciejowi Dąbrowskiemu.

Poziom żenady przekracza barierę bólu i pierwsza firma („Lipton”) informuje opinię publiczną, że zrywa współpracę z „Kanałem Sportowym”. Wcześniejsze plotki o tym, że pozostali udziałowcy spółki zaczynają mieć dość skłonności Stanowskiego do rozkręcania “pudelkowych” afer i przekształcania projektu w brukowca, zaczynają pęcznieć do rozmiaru decyzji. „Stano” w swoim „stylu” najpierw milczy potem dowcipkuje, ale w końcu ogłasza, że:

Uwagę zwraca fakt, że to Stanowski wypowiada umowę, nie ma tu porozumienia stron, czyli jest to klasyczny ruch wyprzedzający. Lepiej się zwolnić, niż być zwolnionym, ale pomimo tego „sprytnego” zagrania, całość i tak przypomina sławną „wymianę zdań” pomiędzy wirtualnym Jakubem Rzeźniczakiem i wirtualnym Zbigniewem Bońkiem:

– Jeśli szef do jutra nie odwoła swoich słów to wypier..am z Legii – Jakub Rzeźniczak.
– A co powiedział? – Zbigniew Boniek
– Żebym wypierd..ał! – Jakub Rzeźniczak.

No i rzeczywiście oświadczenie „Kanału Sportowego”, wydane po oświadczeniu byłego wspólnika, brzmi tak, że Stanowski ma wyp…ć i nie robić już niczego w okresie wypowiedzenia.

Czy to jest koniec Krzysztofa Stanowskiego, jakiego znamy? Zdecydowanie nie, tacy zawsze lądują na cztery łapy, ale raczej nie będzie to tak intratne lotnisko, jak „Kanał Sportowy”. Stanowski w sowim fachu internetowego trefnisia na pewno znajdzie sobie nowe, chociaż takie samo źródło dochodu, tylko dochód będzie znacznie mniejszy.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!

1 KOMENTARZ