Foto: Screen gazeta.ru

W tym zwariowanym kampanijnym czasie przebicie się z jakąkolwiek informacją wymaga nadludzkich umiejętności. Czerwone i żółte paski zupełnie się zużyły, pisane wielkimi literami „PILNE” jeszcze jakoś działa, ale też żadnej gwarancji nie daje. Przy tym wszystkim mamy jeszcze całą serię metafor, porównań, przerzutni, alegorii i nawet onomatopei. Politycy wzajemnie się oskarżają o współpracę i sprzyjanie największym reżimom na świecie, a sprzyjanie Putinowi i Łukaszence to żelazny punkt programu.

Nie da się policzyć ile razy zwolennicy PiS zarzucali PO sprzyjanie Rosji i odwrotnie. Liczenie strzelających korków od szampana na Kremlu też nie ma większego sensu. Wszystkie te przekazy dnia z natury rzeczy stały się polityczną codziennością i przez to utraciły siłę przebicia. Słowa przestały mieć znaczenie i zamieniły się w zbitkę dźwięków, na którą Polacy praktycznie przestali reagować, bo znają każdy dźwięk na pamięć.

A co by się stało, gdyby tak odwrócić role? Dokładnie chodzi o taką sytuację, w której to wywoływani przez polskich polityków dyktatorzy z Moskwy i Mińska sami wybierają, komu sprzyjają i na kogo radzą głosować. W przypadku Donalda Tuska nie musimy ani zgadywać, ani budować eksperymentów socjologicznych, ponieważ obaj panowie: Putin i Łukaszenka jasno wyrazili swoje polityczne preferencje dotyczące Polski.

Władimir Putin był pierwszy, jak na hierarchię byłych republik radzieckich przystało. W lutym 2008 roku, jeszcze przed wizytą Donalda Tuska, w czasie której ówczesny premier RP załatwił dla Polski reaktywację festiwalu piosenki radzieckiej w Zielnej Górze, na kremlowskim portalu Gazeta.ru ukazał się sławetny artykuł „Nasz człowiek w w Warszawie”. Z samego kontekstu związanego z wizytą Tuska było jasne o kogo chodziło, ale żeby rozwiać wszelkie wątpliwości autorzy artykułu precyzyjnie wskazali „swojego człowieka” na łamach portalu:

Realizując obietnice wyborcze dotyczące normalizacji stosunków z Rosją, nowy premier Polski Donald Tusk przybędzie w piątek do Moskwy. Tutaj będzie prowadził negocjacje ze swoim kolegą Wiktorem Zubkowem i prezydentem Władimirem Putinem.

Artykuł ten do dziś jest przyklejony do Donalda Tuska niczym „dziadek z Wehrmachtu”, ale wiele wskazuje, że szef PO na tydzień przed ciszą wyborczą będzie się musiał ostro tłumaczyć z najnowszego politycznego wsparcia. Aleksandr Łukaszenka wprost powiedział komu kibicuje w polskich wyborach:

Wsparcie Łukaszenki wypełnia w całości definicję „niedźwiedziej przysługi”, ale to nie jest zmartwienie Polaków, tylko Donalda Tuska. Za to zmartwieniem i wyborczą motywacją Polaków powinno być to, że życzenia Łukaszenki mogą się spełnić.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!