Foto: Piotr Nowak

Starzy ludzie pamiętają wiele afer w PZPN, a pierwsze nazwisko prezesa, które się z aferami kojarzyło to Marian Dziurowicz. Prezes Dziurowicz działał na początku naszej młodej demokracji w latach 1995-1999. W tym samym czasie wielką karierę robił Ryszard Forbrich, bardziej znany jako „Fryzjer”. PZPN był krytykowany praktycznie z każdej strony, ale głównie za to jak funkcjonowała polska liga piłkarska. W tamtym czasie kibice mieli jak najgorsze zdanie o działaczach, ale polska reprezentacja zdobyła srebrny medal na Olimpiadzie w Hiszpanii.

Po Dziurowiczu mieliśmy czterech prezesów PZPN i byli to: Michał Listkiewicz, Grzegorz Lato, Zbigniew Boniek i Cezary Kulesza. Trzej ostatni zapoczątkowali kryzys trenerski w polskiej reprezentacji, jakiego wcześnie nie widzieliśmy. Lato zamienił Leo Benhakera na Waldemara Fornalika. Zbigniew Boniek, który sam też był trenerem kadry i uciekł, wybrał aż trzech trenerów. Pierwszym był jego kolega z reprezentacji Adam Nawałka, drugim znajomy Jurek Brzęczek, a trzecim Paulo Sousa. O ile dwaj pierwsi wygrali eliminacja i polska drużyna zagrała w Mistrzostwach Świata i Mistrzostwach Europy z marnym skutkiem, o tyle Paulo Sousa dal dyla z Polski, żeby zarabiać większe pieniądze.

Prezes Cezary Kulesza, wyróżnia się wśród swoich poprzedników zarówno fatalnym doborem trenerów reprezentacji, jak i skandalami wokół reprezentacji. Za kadencji Kuleszy trenerami Polski zostali: Czesław Michniewicz i Fernando Santos. Michniewicz zebrał gromy za „styl” i nawet cudowne wyjście z grupy na MŚ w Katarze nie zmieniło nastawienia do polskiej piłki, która po prostu wyglądała fatalnie. Do tego doszedł skandal związany z premią dla piłkarzy od premiera Morawieckiego i to zdecydowało o powołaniu nowego trenera reprezentacji Fernando Santosa.

Dotychczasowe rezultaty portugalskiej legendy z drużyną Polski wyglądają marnie i gdy się pojawiła informacja o tym, że Portugalczyk Santos chce zrezygnować ze stanowiska trenera, podobnie, jak jego rodak Paulo Susa, to PZPN pod komendą Cezarego Kuleszy całkowicie się pogubił i najpierw wydał komunikat wskazujący na to, że nie ma zielonego pojęcia, co się dzieje:

Potem prezes Kulesza ogłosił, że wszystko jest pod kontrolę i trener Santos jednak kocha polskich piłkarzy:

Po całym tym zamieszaniu pozostaje jedno zasadnicze pytanie. Co zrobiłby prezes PZPN, gdyby nie miał dostępu do Twittera, bo jak sam twierdził, do trenera Santosa dodzwonić się nie mógł. Jest jeszcze pytanie pomocnicze i znajomo brzmiące. Czy portugalski trener został w Polsce, bo kocha Polskę, czy nie dogadał się z szejkami? Prezes Kulesza na pewno na oba pytania odpowie.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!