Foto: Twitter / Magdalena Sosnowska

Jest takie ulubione powiedzenie polityków, które chętnie przejmują wyborcy, ale bardzo często zapominają lub są głusi na zachowania po własnej stronie. Pycha kroczy przed upadkiem – tak brzmi to powiedzenie i jest stosowane przy tysiącach okazji. Pan Sławomir Mentzen zachłysnął się pozornym sukcesem, chociaż nie jest to jego sukces, ale porażka konkurencyjnych partii mających problemy z zachowaniem elementarnych standardów. Młody polityk poczuł się jak polski piłkarz, którego porównali od Ronaldo, po jednym efektownym golu i zaczął buńczucznie krzyczeć, że on zmieni polską polityczną ligę w nową jakość.

Mentzen i reszta polityków Konfederacji posługują się zgraną metaforą „wywróconego stolika” i z definicji nie ma w tym żadnej świeżości. Dokładnie taką samą retoryką posługiwało się najbardziej krytykowane przez Konfederatów PiS, z tą różnicą, że PiS chciało walczyć z układem. Potem jeszcze prezes Kaczyński dodał, że „do polityki nie idzie się dla pieniędzy” i znacznie podniósł poziom kontrastu, pomiędzy deklaracjami, a polityczną rzeczywistością. Mentzen chce za wszelką cenę uchodzić za „nową jakość”, ale do celu dąży drogą swoich poprzedników, bo jest teraz na fali i myśli, że zawsze będzie. Pierwsze sygnały ostrzegawcze „Nowa nadzieja” dostała po wciągnięciu na listę wyborczą żony Krzysztofa Bosaka i brata Sławomira Mentzena, ale to się jeszcze jakoś rozeszło po kościach. Sprawa została przykryta złotymi myślami, które w rzeczywistości były klasycznym relatywizmem z sienkiewiczowskiej powieści.

Gdy PiS korumpuje politycznie i obsadza stanowiska szwagrami, to jest nepotyzm, ale w przypadku Konfederacji powstała „Nowa nadzieja”. Kolejne kroki po starej politycznej drodze spowodowały znacznie większe perturbacje. W ostatni czasie Konfederacja jednocześnie podkupiła posłankę z klubu PiS, Annę Siarkowską, wstawiła na listę syna Mariana Bansia i najnowszą żonę Janusza Korwina Mikke. Jednak najwięcej kontrowersji wywołała nowa „lokomotywa” listy wyborczej Magdalena Sosnowska. Wydawać by się mogło, że to posuniecie nie niesie za sobą żadnego zagrożenia dla partii, ale stało się dokładnie odwrotnie. O ile wszystkie poprzednie akcje wywoływały krytykę przeciwników Konfederacji i niewielką konsternację jej wyborców, to kandydatura Magdaleny Sosnowskiej wywołała bardzo wiele negatywnych emocji.

Kolejny raz Internet pokazał swoją siłę i nawet zwolennicy Konfederacji wykrzyczeli Mentzenowi i pozostałym liderom prosto w twarz, jaką osobę popierają.

Konfederacja buduje swój wizerunek między innym na tym, że była jedyną partią demaskującą pandemię COVID, ale to nigdy nie była prawda. Fakty są takie, że jedynym był Grzegorz Braun, którego Mentzen odstawił na boczny tor. Dla wyborców Konfederacji demaskowanie pandemii to świętość, która właśnie została zbrukana. Pewnych granic w polityce się nie przekracza, a dokładnie tak postąpił Mentzen i spółka, co więcej to nie pierwsza tylko, któraś z kolei taka sytuacja wywołująca oburzenie przynajmniej części wyborców.

Oczywiście od kłótni w małżeństwie do rozwodu daleka droga, ale trudno się oprzeć wrażeniu, że Konfederacja traci całą swoją świeżość i odmienność, na czym budowała polityczny kapitał. W najbliższym czasie może się okazać, że Mentzen kroczy przed upadkiem i niekoniecznie to musi oznaczać jakąś spektakularną porażkę, ale powrót do notowań poniżej 10% i taki ostateczny wynik w dniu wyborów.

Polityk może i powinien irytować przeciwników politycznych, ale nie własny i potencjalny elektorat. Mentzen na fali wzrostu sondaży zapomniał, że sukces ogłasza się na mecie, nie na pierwszych kilometrach. Napompowany balonik „Nowej nadziei” może pęknąć w każdej chwili, jeśli dalej Mentzen będzie szedł drogą krytykowanych przez niego partii.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!