Foto: Marcin Szymczyk

Wszystko zaczęło się od jednego przegranego meczu, na wrogiej ziemi holenderskiej. Legia Warszawa pomimo „optycznej przewagi” i czerwonej kartki dla zawodnika AZ Alkmaar, przegrała 1:0. Około godziny po zakończeniu meczu okazało się, że prawdziwa bitwa polsko-holenderska rozegrała się pomiędzy służbami stadionowymi, policją i ekipą warszawskiej drużyny. Mecz odbył się wczoraj, natomiast pierwsze relacje pojawiły się po północy dnia następnego i przekazali je obecni w Holandii polscy dziennikarze.

Z relacji dziennikarzy wynika, że bez najmniejszego powodu najpierw część piłkarzy i sztabu Legii została zamknięta na stadionie i uniemożliwiono im wejście do autobusu, a później zostali agresywnie zaatakowani przez holenderską policję. Brutalna interwencja policji miała się odbyć na najwyższym szczeblu, ponieważ poturbowany został trener od przygotowania motorycznego Bartosz Bibrowicz i przede wszystkim prezes Legii Warszawa, Dariusz Mioduski.

Najgorzej na całym zamieszaniu wyszło jednak dwóch piłkarzy Legii Warszawa, kapitan zespołu Josue i Radovan Pankov, którzy zostali aresztowani i spędzili minioną noc na komisariacie policji. Co więcej, dziś o 10.30 odleciał samolot z kadrą Legii, ale na pokładzie zabrakło wymienionych piłkarzy i prawnika Legii. Wersję polskich dziennikarzy w nieoficjalnym przekazie podważają holenderskie media, które informują, że Josue i Pankov mieli się dopuścić pobicia jednego z ochroniarzy. Niektóre wersje mówią nawet o tym, że pobity ochroniarz ma wstrząs mózgu i złamany łokieć, co skończyło się pobytem w szpitalu.

Złożono zawiadomienie przeciwko dwóm zatrzymanym, drugie zeznanie złożył mężczyzna przebywający w szpitalu. Policja nie chce nic więcej powiedzieć na ten temat – fragment publikacji na portalu Ad.nl.

Prawdopodobnie i bez kampanii wyborczej sprawa byłaby podniesione do rangi międzynarodowego konfliktu, na granicy wojny, ale kampania dodatkowo podkręciła atmosferę. Politycy wszystkich opcji, a szczególnie politycy rządowi prześcigają się w deklaracjach i stanowczości. Jako jeden z pierwszych zareagował minister Kamil Bortniczuk:

Liczę na pełne wyjaśnienie sprawy ze strony służb holenderskich i wyciągniecie konsekwencji w stosunku do osób, które złamały prawo. Takie wydarzenia kładą się cieniem na wizerunku międzynarodowego sportu, dlatego będę wdzięczny za pilne poinformowanie mnie o wyniku tych ustaleń.

W takiej sytuacji premier Mateusz Morawiecki nie mógł pozostać w tyle i nie pozostał, a wręcz ruszył z kopyta w stronę holenderskiego premiera.

Podczas Rady Europejskiej w Hiszpanii spotkałem się również z premierem Holandii Markiem Rutte i przekazałem mój zdecydowany protest przeciw brutalnemu zachowaniu policji holenderskiej wobec piłkarzy oraz kibiców Legii Warszawa. (…) Otrzymałem zapewnienie bardzo szybkiego wyjaśnienia sprawy – napisał na Facebooku Mateusz Morawiecki.

W zasadzie wypadałoby się cieszyć z tego, że przedstawiciele państwa polskiego stają w obronie polskiej drużyny piłkarskiej i samych piłkarzy, którzy już obywatelstwa polskiego nie mają. Istnieje tylko taka obawa, że przedstawiona przez Legię i polskich dziennikarzy wersja wydarzeń niekoniecznie oddaje wszystko, co tam się wydarzyło.

Pobicie i aresztowanie bez najmniejszego powodu rzeczywiście byłoby niesłychanym skandalem. Wydaje się też mało prawdopodobne, aby prezes Mioduski rzucił się z pięściami na policjantów i ochroniarzy i ta część zajścia zdecydowanie przemawia na niekorzyść holenderskich służb. Z drugiej strony dość zastanawiające jest, że jeden z aresztowanych piłkarzy to znany z południowego temperamentu Josue. Czy to przypadek, czy może jednak były jakieś powody do interwencji, pewnie dowiemy się w najbliższym czasie. Dlatego też chyba warto poczekać na oficjalne stanowisko holenderskiej policji i prokuratury, zanim wypowiemy Holandii wojnę.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!