Foto: Agnieszka Sadowska / Agencja Wyborcza.pl

W niewielkiej miejscowości Stawiski na Podlasiu, odbył się piknik rodziny działaczy PiS. To miasteczko nie jest zbyt dobrze znana Palakom, ale dowództwo z Nowogrodzkiej wie o nim wszystko, bo to właśnie tam PiS bije rekordy poparcia. Wybór miejsca „rodzinnego pikniku” nie był zatem przypadkowy i świadczy o tym, że ostrymi wypowiedziami w wykonaniu Jarosława Kaczyńskiego mieli być zachwyceni bardzo konkretni wyborcy.

Bieżąca kampania do znudzenia przypomina poprzednie i generalnie sprowadza się do wojny POPiS. Praktycznie nie ma dnia, żeby lider PO Donald Tusk nie odnosił się do Jarosława Kaczyńskiego i uczciwie trzeba przyznać, że szef PiS dla odmiany w ostatnim czasie bardzo się rozleniwił i praktycznie w ogóle nie ripostował. Podczas niedzielnego pikniku prezes Kaczyński postanowił nadrobić zaległości i ostro zaatakował nie tylko Tuska, ale i „dzieci” z Konfederacji.

Ich program to jest doprowadzenie was do nędzy –– Ich program to jest cztery tysiące kilkaset złotych dla każdego w bonie na leczenie. Jak się wtedy może leczyć człowiek chory na nowotwór, chory na serce czy jakąkolwiek inną poważną chorobę? Czasem jeden dzień leczenia kosztuje więcej. To oznacza skazanie bardzo wielu ludzi na śmierć. To są pomysły szaleńców, to są pomysły dzieciaków. Tylko dzieci mogą uwierzyć w taki program. Nie wierzcie w to i nie wierzcie w nasze wspólne rządy – 23 lipca, Jarosław Kaczyński podczas pikniku rodzinnego w Stawiskach.

Obojętnie, czy się zgodzimy z tą diagnozą, czy ją potępimy, jedno nie ulega najmniejszej wątpliwości, jest to zdecydowanie konfrontacyjny język i w takim samym tonie Kaczyński potraktował Donalda Tuska:

Oni nam proponują powrót do tego, co było, ale przede wszystkim nienawiść, negatywne emocje, wojnę domową, niszczenie katolików. Proponują nam język polityki, który jest językiem z jakiejś jamy bandyckiej. (…) Trzeba to jasno w końcu powiedzieć. Ten człowiek nie może rządzić Polską. Ten człowiek powinien w końcu pójść do swoich Niemiec i niech tam szkodzi, a nie tu. Może pójść również na Białoruś. Tam też by się przydał, ale on woli Niemcy – 23 lipca, Jarosław Kaczyński podczas pikniku rodzinnego w Stawiskach.

Gdy połączymy te brutalne oceny z miejscem, gdzie się odbywał piknik, łatwo też będzie zrozumieć, że mamy do czynienia z klasycznym w polityce ruchem, a mianowicie przekonywaniem przekonanych. Zwykle taki ruch idzie w parze z mobilizacją elektoratu i tutaj PiS naprawdę ma co nadrabiać. Problemem partii rządzącej jest utrata stałego elektoratu, bo pozyskiwanie nowego, zwłaszcza wśród „dzieci” Konfederacji jest czystą abstrakcją. Podobnie wygląda sytuacja z przepływem elektoratu z PO, takie zjawisko w polskiej politycznej przyrodzie po prostu nie występuje.

Kaczyński mówił do swoich wyborców i ich próbował nakłonić, aby poszli do urn, pomimo wcześniejszych deklaracji, że zostaną w domach albo z „obrzydzeniem” zagłosują na Konfederację. Czy ten zabieg się uda? Po jednym, nawet najbardziej ostrym występie lidera PiS, na pewno nie, ale jeśli to ma być nowy stary pomysł na kampanię, to istnieje niewielka szansa, że zadziała „efekt Migalskiego”. Konfederacja zyskuje na błędach PO i PiS, jednak przy ostrej konformacji tej nierozłącznej pary wrogów, może zostać bardzo niewiele miejsca na przekazy dnia, którymi „dzieci i szaleńcy” zachęcą do głosowania na siebie.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!

1 KOMENTARZ