Foto: FB / Robert Fico

Politycy na całym świecie mają swoje sposoby, aby zrobić wokół siebie szum, a gdy trzeba zadbać o kompletną ciszę. Gdyby wczoraj spytać przeciętnego Polaka kim jest Robert Fico, większość zapewne odpowiedziałaby, że nie wie, natomiast przy wyborze spośród kilku opcji, raczej postawiłaby na czeskiego hokeistę, niż słowackiego premiera. Od dziś świadomość polityczna Polaków jest nieco większa, bo w mediach pojawiła się sensacyjna zapowiedź wojny Rosją z NATO i to właśnie premier Słowacji tę sensację światu sprzedał.

Zanim założymy mundury i napełnimy menażki grochówką, zacznijmy od tego, że Robert Fico słynie z szokujących wypowiedzi. Kto chciałby poszukać analogii do polskich polityków, to musiałby ustawić poszukiwania w kierunku Grzegorza Brauna. Fico ma skrajnie prawicowe poglądy, jest narodowcem i od samego początku patrzy na Ukrainę zupełniej inaczej niż europejscy przywódcy. Wszystko to razem wzięte nie jest ani zbrodnią, ani nawet grzechem, trzeba jednak wziąć poprawkę na retoryczny temperament premiera Słowacji i fakt, że Słowacja mocarstwem nie jest. Dopiero w takim kontekście da się rozsądnie zinterpretować słowa Roberta Fico, jakie wypowiedział tuż przed szczytem politycznym w Paryżu.

W poniedziałek w Paryżu spotkało się ponad dwudziestu liderów państw europejskich, między innymi prezydent Andrzej Duda, ale też przywódcy: Niemiec, Hiszpanii, Holandii, Litwy, Finlandii, Czech, Słowacji czy Rumunii. Głównym tematem rozmów jest udzielenie pomocy Ukrainie. Zanim politycy wypowiedzieli się oficjalni, jako pierwszy swoje stanowisko przedstawił Robert Fico, który udzielił wywiadu mediom i zasugerował w nim, że Ukrainę mają być wysłane wojska europejskich krajów wchodzących w skład NATO.

Ograniczę się do stwierdzenia, że te tezy (w ramach przygotowań do spotkania w Paryżu) sugerują, że wiele państw członkowskich NATO i UE rozważa wysłanie swoich wojsk na Ukrainę na zasadzie dwustronnej. Nie mogę powiedzieć, w jakim celu i co powinni tam robić (…) Słowacja — członek UE i NATO — nie będzie wysyłać żołnierzy na Ukrainę.

W tych kilku tajemniczo brzmiących zdaniach i jednej stanowczej deklaracji, znajdziemy pełną intencję słowackiego polityka. Na takim forum można błyszczeć z racji zajmowanego stanowiska, ale ta forma błysku jest zarezerwowana dla liderów największych państw albo trzeba powiedzieć lub zrobić coś głośnego. Robert Fico wybrał tę drugą opcję, bo innej nie mógł i zdecydowanie rozsądniej jest sądzić, że był to przekaz dla Słowaków, nie dla świata. Dla każdego analityka politycznego jest oczywiste, że żaden kraj NATO nie podjąłby podobnej decyzji bez zgody USA. Jeśli kiedykolwiek doszłoby do konfliktu NATO z Rosją, to nie będzie to konflikt Słowacji, Czech, czy Polski, ale przede wszystkim USA i Rosji.

Skąd zatem Robert Fico czerpie wiedzę o tak nieprawdopodobnych pomysłach niektórych polityków państw członkowskich NATO? Nie jest to specjalnie trudne pytanie, politycy na uroczystych i nieoficjalnych obiadach, po paru głębszych kieliszkach wina albo whisky, pewnie nie takie sensacje wygłaszają. Przypomnijmy w tym miejscu, że jak dotąd najmniej mądre pomysły mieli niestety polscy politycy i co gorsza mówili o tym oficjalnie.

Najpierw padł pomysł, aby polskie samoloty latały na Ukrainę, wykonywały określone zadania bojowe i wracały na polskie lotnisko. Potem Jarosław Kaczyński chciał „misji pokojowej” wojsk ONZ albo NATO. Wiemy jednak, że nic z tego nie wyszyło i wiemy też dlaczego nie wyszło. Obojętnie, co politycy poszczególnych państw opowiadają sobie przy wódce i śledziu, włączenie wojsk NATO do konfliktu na Ukrainie mogą zatwierdzić wyłącznie USA, a skoro dotąd takiej decyzji nie podjął Joe Biden, to jego ewentualny następca Donald Trump, tym bardziej tego nie zrobi.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!