Foto: Jakub Kaczmarczyk / PAP

24 lutego rozpoczął się konflikt zbrojny na Ukrainie i w tym samym czasie nastąpiła w Polsce rewolucja. Zaczęło się od rewolucji w gramatyce i nagle większość Polaków zaczęła mówić niepoprawnie „w Ukrainie”, zamiast poprawnie „na Ukrainie”. Potem nastąpiła rewolucja w bezpieczeństwie i to na kilku poziomach. Niepodziewanie otwarto lasy i wpuszczono do polskich domów miliony nie zaszczepionych uchodźców. Z naszych magazynów wojskowych zniknął też niemal cały sprzęt proradziecki, wcześniej zmodernizowany za grube miliony.

Oczywiście nie uniknęliśmy też rewolucji finansowej, według rządowych źródeł Polska tylko w 2022 roku wydała na pomoc dla Ukrainy około 30 miliardów złotych, ale ta kwota wydaje się zaniżona. Wystarczy wspomnieć, że Ukraińcy otrzymali nie tylko darmowe przejazdy komunikacją publiczną, ale darmową opiekę zdrowotną i świadczenie 500+. Do wypłacenia tych prezentów konieczne również było nadanie numerów PESEL naszym przyjaciołom z Ukrainy. Polska była jedynym krajem, który nie budował obozów dla uchodźców, ale Polacy przyjmowali Ukraińców pod swoje dachy. Pomimo tych wszystkich obciążeń więcej niż połowa narodu krzyczała: „paliwo może być nawet po 10 złotych, bo to nasza wojna i Ukraina bije się za nas”.

Bardziej rozsądni ludzie zwracali uwagę, że wspólny wróg to stanowczo za mało, żeby tak się nieszczęśliwie zakochać w Ukrainie, z którą Polska ma mnóstwo nie załatwionych spraw i konfliktów interesów. Nic te przestrogi jednak nie dawały, kwestie historyczne stały się tematem tabu i każdy, kto wspomniał o Wołyniu zostawał „ruską onucą”. Identycznie działo się z ostrzeżeniami dotyczącymi najwyższego w Europie poziomu korupcji na Ukrainie, czy niekontrolowanego napływu zboża, jak wówczas tłumaczono był to jedynie tranzyt ratujący Afrykę przed głodem.

Z czasem coś do Polaków zaczęło docierać, przede wszystkim na widok młodych Ukraińców w wieku poborowym, którzy podróżowali po Polsce w drogich samochodach i markowej odzieży. Zaczęły się też konflikty związane z wypowiedziami ukraińskich polityków i instytucji na temat ludobójstwa dokonanego na Polakach w czasie II Wojny Światowej. Wreszcie przyszedł ogromny i nie do uniknięcia spór, związany z importem, nie żadnym tranzytem, ukraińskiego zboża, ale też innych produktów rolnych i spożywczych. Wielka i jednocześnie ze wszech miar sztuczna przyjaźń weszła w fazę głębokiego kryzysu, co ewidentnie widać po badaniach społecznych.

W początkowej fazie Ukraińcy kochali Polaków, jak nikogo innego, poziom sympatii przekraczał 80% i sięgał prawie 90%. Obecnie dane wyglądają zupełnie inaczej i nawet Niemcy nas wyprzedzili. Ukraińcy następująco rozłożyli swoją sympatię dla państw: Stany Zjednoczone i Wielka Brytania 81 proc., Niemcy 80 proc., Polska i Litwa 79 proc., Kanada 78 proc., Francja 70 proc., Japonia 55 proc. Nie bardzo wiadomo, czym się narazili Ukraińcom Japończycy, ale pewne jest, że Polaków Ukraińcy przestali lubić głównie dlatego, że już nie dajemy tyle pieniędzy ile dawaliśmy i nie chcemy kupować ukraińskiego „zboża przemysłowego”, co jest przejawem braku wdzięczności za cały ukraiński wysiłek włożony w przyjaźń pomiędzy narodami.

Cóż, dobrze się stało, że chociaż po szkodzie Polak zmądrzał i w tym miejscu wypada wyrazić nadzieję, że Polska nie poziom sympatii na Ukrainie będzie się bić, ale o swój interes narodowy. W polityce w ogóle, a w polityce zagranicznej szczególnie, nie ma wzniosłych uczuć i sentymentów. Jedni to wiedzą, inni boleśnie się o tym przekonują.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!