Foto: Screen YouTube

Internet nie zapomina, ale też co bardziej sponiewierani, przez wszystkie strony sporu politycznego, doskonale pamiętają jak to było. W lutym 2022 roku świat doznał pewnego szoku, chociaż tak naprawdę nie wiadomo dlaczego akurat w tym przypadku szok nastąpił. Po pierwsze konflikt i to zbrojny Rosji z Ukrainą trwał od 2014 roku, po drugie prezydent Biden wprost oświadczył, że “niewielkie wtargnięcie” Rosji na Ukrainę, nie spotka się z reakcją NATO. Po trzecie Rosja nie pierwszy raz atakowała sąsiedni kraj, dość wspomnieć Gruzję.

Tak, czy inaczej, gdy spadło parę rakiet na Kijów, a na wschodzie Ukrainy wznowiono regularne walki, w Polsce rozpętała się prawdziwa histeria i żaden racjonalny argument nie docierał. Pierwszy raz w historii III RP obywatele krzyczeli, że paliwo może być po 10 zł, pierwszy raz masowo przyjmowano pod dachy „uchodźców”, czyli tak naprawdę w znacznej mierze Ukraińców z zachodniej części Ukrainy, gdzie albo nie przeleciał żaden pocisk albo przeleciało kilka. Polskie władze podejmowały skrajnie nieodpowiedzialne decyzje i misje. Wyczyściliśmy niemal do zera własny arsenał, po zabójczym okresie „pandemii” rząd wykładał kolejne dziesiątki miliardów, tym razem na Ukrainę.

Jarosław Kaczyński domagał się „pokojowej misji NOTO”, cokolwiek to miało oznaczać. Prezydent Andrzej Duda proponował, żeby polskie samoloty startowały z naszego kraju i prowadziły misje bojowe na Ukrainie, po czym znów wracały do kraju. Ktokolwiek wspomniał o inscenizacjach w Mariupolu ze słynną Marianną, stawał się kumplem Putina i potencjalnym mordercą. Z kolei ludzie, którzy w całkowicie nieodpowiedzialny sposób wciągali Polskę do konfliktu, zostawali wirtualnymi bohaterami. Nikomu nie było wolno wspomnieć o Wołyniu, bo to rodziło takie same mordercze konsekwencje. Instytucje rządowe, dziennikarze, autorytety i pozostałe elity urządzały polowania na „ruskich agentów”. Zgłaszano konta użytkowników portali społecznościowych, tworzono indeksy, telewizje robiły materiały, w których zwykłych i rozsądnych ludzi nazywano agentami wpływu.

W tamtym szalonym czasie nieliczna grupa ostrzegała, że „przyjaźń” z Ukrainą zakończy się dla Polski fatalnie i to pod każdym względem: politycznym, społecznym, ekonomicznym, narodowym. Dziś ta oczywista diagnoza ziszcza się na naszych oczach i nawet całkowicie zaślepieni nie są w stanie dalej bronić swoich oderwanych od rzeczywistości teorii, dlatego nagle zaczęli zmienić orientację. Teraz można krytykować Ukrainę i Zełeńskiego, bo poziom arogancji i braku wdzięczności za okazaną przez Polskę pomoc przekroczył granicę przyzwoitości. Stąd też dyżurne autorytety publikują „nową prawdę etapu”. Rafał Ziemkiewicz, któremu nie przeszkadzało paliwo po 10 zł i widział w ukraińskiej fali emigracji szansę na rozwój Polski, pozwala sobie na takie oto wpisy, bezlitośnie obnażane przez komentujących:

Nawróconych, czy zawróconych jest znacznie więcej, ponieważ rządzący dali zielone światło i za powyższy wpis albo poniższy rysunek już się na listę ruskich agentów nie trafia.

Jeszcze pół roku temu Cezary Krysztopa wyleciałby z hukiem ze wszystkich redakcji i funkcji eksperckich za ten „ruski paszkwil”, ale dziś nie będzie konsekwencji, dziś znów można płynąć z prądem i łowić popularność. Do następnego razu, kiedy ponownie „szury” będą „szurami”, chociaż góra po roku wszystko, co mówiły się sprawdzi.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!