Takie cuda tylko w polityce się zdarzają, lider Koalicji Obywatelskiej i towarzyszący mu sztab ekspertów szybciej policzył do miliona niż do siedmiu. Zagadka tajemniczej siódemki za chwilę rozwiąże się sama, a jeśli chodzi o milion, to naturalnie mowa o „marszu miliona serc” i góra 150 tysiącach uczestników. Miał to być „gejmczendżer” odwracający proporcje sondażowe, co zapowiadał sam Donald Tusk. Tymczasem według najgłośniejszego sondażu Kantara dla TVN, KO straciła 1% i tyle samo zyskała „Trzecia droga”, wielki nieobecny na marszu.
Wiele cudów naraz i cała nadzieja w kolejnym, bo oto w TVP na debacie ma się zjawić Donald Tusk. Zwolennicy KO ciągle żyją mitami założycielskimi, zresztą jak wyborcy PiS, tyle tylko, że wchodzenie dwa razy do zupełnie innej rzeki nie może się skończyć takim samym nurkowaniem i wynurzeniem. Słynna debata z 12 października 2007 roku pomiędzy Donaldem Tuskiem i Jarosławem Kaczyńskim, to zwycięska mantra wyborców PO, ale od tamtego czasu i przed tamtym czasem wiele się działo. Dwa lata wcześniej Donald Tusk dwukrotnie debatował z Lechem Kaczyńskim i bynajmniej nie wygrał tych pojedynków, a na pewno przegrał wybory prezydenckie.
Z kolei w 2010 roku Jarosław Kaczyński debatował z Bronisławem Komorowskim i wypadł znacznie lepiej nie w pojedynku z Tuskiem, ale wybory przegrał. Jeszcze inny przykład z ostatnich lat to ucieczka od debaty, którą popełnił Rafał Trzaskowski i wówczas PiS krzyczało o tchórzu, tak jak PO krzyczy teraz do Kaczyńskiego. Dlaczego Trzaskowski, który był pretendentem nie zdecydował się na pojedynek z Andrzejem Dudą? Odpowiedź mieści się na pierwszej stronie podręcznika politologii i brzmi: „bo Trzaskowski miał sondaże wskazujące, że różnica między nim i Dudą, to rzut beretem”. Udział w debacie był wielkim ryzykiem i strategicznie Trzaskowski podjął właściwą decyzję. Dlaczego Donald Tusk czyni dokładnie odwrotnie? Odpowiedź znajduje się na drugiej stronie podręcznika do politologii i brzmi: „bo Tusk ma zupełnie inne sondaże i nie ma nic do stracenia”.
Lider KO zdecydował się na wizytę w jaskini lwa dokładnie z tego powodu, że wyraźnie przegrywa z PiS. Problem polega na tym, że w TVP nie czeka na niego nic poza siedmioma minutami nudy. Organizatorzy zrobili wszystko, aby ta debata nie miała żadnego znaczenia i już sam dobór pory emisji na to wskazuje. 18.30 to ani bajka, ani „Dziennik”, to czas krzątania się przy kolacji i przygotowywania dzieci do snu. Najważniejsza jest jednak formuła tej imprezy, która z założenia jest nastawiona na wywołanie ziewania. Nie będzie to starcie gigantów, tylko raczej eliminacje „jeden z 10”. W debacie wezmą udział wszystkie ogólnopolskie komitety, pytania będą zadawać tylko dziennikarze, a politycy dostaną zaledwie minutę na odpowiedź.
Z założenia Tusk nie będzie miał większej szansy na wejście w interakcję. Jeśli PiS dodatkowo okaże się sprytne, to wyśle na debatę kobietę, co jeszcze bardziej utrudni ewentualne ataki głównego wroga. Pytań ma być sześć i na końcu minuta swobodnej wypowiedzi, czyli razem całe siedem minut na „gejmczendżera”. Nic przełomowego w takich warunkach stać się nie może, chociaż z pewnością i prowadzący debatę Michał Rachoń i Donald Tusk z innymi opozycyjnymi politykami, będą chcieli jakieś „po ile kurczaki” albo „Für Deutschland” przemycić. Bezpośredni, czy nawet pośredni pojedynek Kaczyńskiego i Tuska na pewno byłby politycznym hitem, o czym obaj politycy wiedzą i dlatego prezentują skrajnie różne postawy, tak skrajne jak ich cele.
Kaczyński wybrał spotkanie wyborcze w Przysusze i nie jest to żadne tchórzostwo, tylko cyniczne pokazanie, że Tusk jest jednym z dziesięciu, a nie żadnym smokiem, z którym trzeba się mierzyć. Tusk idzie do TVP, bo takiego „heroizmu” oczekują od niego wyborcy, ale tylko wyborco KO, nie ci, którzy politycznych przepychanek mają serdecznie dość i o tym na kogo zagłosują będą decydować w zupełnie innych warunkach. Jednym zdaniem, debata absolutnie nic nie zmieni w układzie politycznych sił, natomiast udział Tuska w tym przedsięwzięciu pokazuje dobitnie, że sondaże wewnętrzne są zupełnie inne niż te, które przedstawił.
Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!