Fot. YouTube.com / SejmRP

Gdyby nie to, że „cyrk” jest zarezerwowanym synonimem dla Sejmu, to o komisjach sejmowych z ostatnich lat z powodzeniem można by mówić tak samo. Jedynie komisja do spraw reprywatyzacji prowadzona przez Patryka Jakiego przyniosła konkretne i prawne rozstrzygnięcia, ale poza tym wyjątkiem mamy do czynienia wyłącznie z politycznym kabaretem.

W kontekście tej wiedzy doświadczeni obserwatorzy polityczni wiedzieli, że przesłuchanie Jarosława Kaczyńskiego na komisji d.s. „Pegasusa” nie będzie żadnym „zaoraniem” prezesa, ale jest szansa na odwrotny skutek. A jak było? Każdy rabin powie swoje, jednak w tym przypadku ocena jest o tyle oczywista, że nawet najwięksi przeciwnicy Jarosława Kaczyńskiego w swoim wulgarnym stylu wydali jednoznaczny wyrok.

I co bardziej bolesne, dodatkowo została skorygowana wcześniejsza ocena możliwości Jarosława Kaczyńskiego oraz komisji.

Dokładnie tak było, Jarosław Kaczyński, doktor prawa, o czym bardzo często zapominają jego wrogowie, przy pomocy prostej sztuczki kazuistycznej całkowicie ośmieszył przewodniczącą i ustawił emocje w komisji. Prezes na początku oświadczył, że nie może złożyć przysięgi w pełnej treści, ponieważ ma wiedzę niejawną, którą z komisją podzielić się nie może. Ostatecznie świadek Kaczyński pominął zdanie z przysięgi w następującym brzmieniu: niczego nie ukrywając z tego, co mi jest wiadome. W świetle prawa oznacza to tyle, że przysięga nie została odebrana prawidłowo, a tym samym zeznania nie mają wagi dowodu w sprawie.

Z zastawionej przez Jarosława Kaczyńskiego pułapki, dało się wyjść bardzo prosto, należało zasięgnąć opinii prawników obecnych na pracach komisji, a ci z całą pewnością wskazaliby na „oczywistą oczywistość”. Prezes nie może odmówić złożenia przysięgi pod wskazanym i żadnym innym pretekstem, natomiast w każdej chwili może odmówić udzielania odpowiedzi na każde pytanie, jeśli w jego ocenie wymagałoby to ujawnienia informacji objętych klauzulą tajności. Zamiast skorzystać z tej prostej operacji, przewodnicząca Magdalena Sroka postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i całkowicie się skompromitowała prawnie oraz intelektualnie.

Nic też nie wyszło z buńczucznych zapowiedzi posłów: Treli, Zembaczyńskiego i Bosackiego. Świadek Kaczyński ze spokojem odpowiadał na ich pytania, które w większości łamały Kodeks postępowania karnego, ponieważ albo zawierały tezę albo były pytaniami o opinię, a nie fakty. Oprócz pani Magdaleny Sroki największą ofiarą losu został Witold Zembaczyński. Kiedyś poseł Nowoczesnej, obecnie poseł Koalicji Obywatelskiej dorobił się wielu pseudonimów, między innymi „naleśnik”, do czego nawiązał Jarosław Kaczyński. Gdy Zembaczyński próbował ironizować i pouczać, wtedy prezes PiS wypalił:

Po pierwsze to my nie jesteśmy przed sądem, proszę o używanie form, które są używane w Sejmie, a pan jest znany z pewnych rzeczy. Wie pan, jeżeli ktoś jest w stanie zrujnować naleśnikarnię, to naprawdę. 

Podobne zarzuty stawiał Zembaczyńskiemu Janusz Kowalski, jednak nie obronił ich w sądzie, niemniej w polityce liczą się słowa, hasła i frazeologia przechodząca do języka powszechnego. Z tego tytułu nie tylko naleśnik na zawsze będzie przyklejony do Zembaczyńskiego, ale i „pan członek”, bo tak się do Zembaczyńskiego kilkukrotnie zwrócił prezes Kaczyński. No i to w zasadzie tyle, co zapamiętamy z tego posiedzenia komisji i chyba całej komisji w ogóle.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!