Foto: Screen TVN24

Miał być drugim Andrzejem Lepperem, ale dużymi krokami zmierza w kierunku drugiego Janusza Palikota. Młody, bogaty, wygadany i na swój sposób piękny Michał Kołodziejczak posiadał wszystkie atuty, aby zrobić polityczną karierę i w jakimś sensie ją zrobił. Problem polega jednak na tym, że jego kariera przypomina współczesne dzieło sztuki wyprodukowane przez lewicową artystkę, z której strony nie patrzeć, to nie wiadomo o co chodzi.

Kołodziejczak był już dosłownie wszędzie, zaczynał jako samorządowiec z poparciem PiS, potem wyszedł na ulicę jako trybun ludowy i związkowiec, co za chwilę nie przeszkodziło mu związać się Konfederacją, a przynajmniej z jej narodowym skrzydłem. Stworzył też własny ruch Agrounia, który walczył z liberałami i Unią Europejską i w żaden sposób nie przeszkadzało mu to wejść w koalicję z Porozumieniem Jarosława Gowina. Po tym wyskoku dla wielu stał się karykaturą samego siebie, chociaż jeszcze spora część rolników mu wierzyła. Ostateczna pogrzebanie Kołodziejczaka w roli „drugiego Leppera” nastąpiło po zdradzie Agrounii, Kołodziejczak sprzedał kolegów rolników za „jedynkę” na liście Koalicji Obywatelskiej. Takich wolt nie wybacza się w żadnym środowisku, a szczególnie w chłopskim, gdzie co na wątrobie, to na języku.

W czasie kampanii Kołodziejczak schował się za białymi kołnierzykami i nagle pokochały go „elity” III RP, miał najlepszy czas antenowy, Monika Olejnik nie zadawała mu trudnych pytań. Po wyborach dostał mniej niż oczekiwał, ale i tak może się cieszyć teką wiceministra, niestety radość zakłóca kontakt z ludźmi, co uwydatniły dzisiejsze wydarzenia. Od samego rana Kołodziejczak wpadł w wir krytyki, w Internecie wybuchła afera z dawną zwolenniczką Kołodziejczaka, Julitą Olszewską, która opublikowała wideo zachęcające do  udziału w rolniczych protestach.

9 lutego ruszamy ze strajkiem generalnym rolników w Polsce. Słuchajcie konsumenci, zwykli ludzie. My walczymy o nas, o was. Nie chcemy pieniędzy z nieba. Chcemy produkować, chcemy mieć pewność, że to co kupujecie w sklepach jest moje czy kolegi, a nie pochodzi z ukraińskiego holdingu. (…)Panie Kołodziejczak, na czyich plecach pan tam doszedł? Na czyich plecach? A teraz siedzisz tam i co robisz, debilu?

Nagranie miało wywołać wściekłość wiceministra Kołodziejczaka i w efekcie, według relacji Olszewskiej, pojawiło się dwóch „silnych ludzi”, którzy nakazali jej usuniecie filmu i zakazali dalszych publikacji. Sprawę nagłośnili posłowie „Zjednoczonej Prawicy”, między innymi Dariusz Matecki zamieścił na portalu „X” wpis dotyczący rzekomych działań Kołodziejczaka:

Potem wybuchła afera w Sejmie, poseł PiS Sebastian Łukaszewicz powielił zarzuty wobec Kołodziejczaka, opierając się na słowach Olszewskiej i to wywołało serię potyczek słownych na pograniczu fizycznych przepychanek. W szczycie emocji Marek Suski miał rzucić w stronę wiceministra: „zdrajca”, „gnojownik”, „wypad gnojowniku”. Skąd taki katalog słów w ustach Suskiego? Sam poseł tak to tłumaczył mediom:

Nazwałem tego pana takim, jakim jest, czyli gnojownikiem, ponieważ pod moim domem Agrounia wysypała wywrotkę gnoju, którą z żoną musiałem sprzątać. To jest minister-gnojownik. 

Opisane wydarzenia miały miejsce w godzinach porannych i południowych, ale najgorsze dla wiceministra Michała Kołodziejczaka miało przyjść dopiero po południu. Pan „drugi Lepper” postanowił wykazać się odwagą i stanąć oko w oko z rolnikami, jednak nie znalazł wśród protestujących przyjaciół. W pierwszych słowach usłyszał, że „wchodzi w du*ę Tuskowi”, a w ostatnich, żeby „wypier…ł”. Prawie wszyscy politycy miewają wzloty i upadki, wydaje się jednak, że Michał Kołodziejczak wszystkie wzloty ma już za sobą i pozostały mu tylko same upadki.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!