Foto: Screen Youtube

Powszechnie obowiązującą normą i to w całym politycznym świecie, jest atakowanie konkurencji, w dodatku ta dyscyplina nie ma żadnych ograniczeń. Politycy i ich sztaby potrafią pławić się w największych brudach, sięgać do życie prywatnego, zadawać ciosy poniżej pasa i kopać lezącego. W Polsce mieliśmy wiele wydarzeń, które bulwersowały opinię publicznej.

Po jednej stronie był to pijany Aleksander Kwaśniewski nad grobami polskich żołnierzy w Charkowie, po drugiej „dziadek z Wehrmachtu” Donalda Tuska odnaleziony przez Jacka Kurskiego, a po trzeciej „ląduj dziadu”, czyli najpodlejsze oskarżenie rzucone w kierunku Jarosława Kaczyńskiego, w związku z tragedią smoleńską. Ataki na konkurencję polityczną zaczynają się z chwilą ogłoszenia kandydatury na konkretne stanowisko i nie inaczej było w przypadku Tobiasza Bocheńskiego.

Wprawdzie pan Bocheński do tej pory sprawował dość wysokie funkcje polityczne, był między innymi wojewodą łódzkim i warszawskim, ale na tym poziome nie doczekał się surowej krytyki. Dopiero ogłoszenie startu w wyborach na prezydenta Warszawy wywołało pierwsze ataki konkurencji, chociaż trzeba przyznać, że na tle wyżej przywołanych wydarzeń, wczorajszy pakiet medialnych publikacji, będący tak naprawdę kopią zarzutów konkretnego polityka z konkurencyjnej partii, wydaje się wręcz groteskowy.

Pan Tobiasz Bocheński, doktor prawa, został kandydatem popieranym przez PiS, co w naturalny sposób wywołało pobudzenie w obozie Koalicji Obywatelskiej. Jako pierwszy pobudził się pan Marcin Gołaszewski, germanista i samorządowiec z Łodzi, a także członek partii Nowoczesna. Gołaszewski zarzucił Bocheńskiemu, że ten nie przykładał się do nauki niemieckiego w LO i donosił na CBA, gdy obaj zasiadali w łódzkiej radzie miejskiej. Co ciekawe panów dzieli zaledwie 7 lat różnicy, bo o tyle Gołaszewski jest starszy od Bocheńskiego. Rzadki przypadek, aby przy tak niewielkiej różnicy wieku, jeden polityk był uczniem, drugim wykładowcą, ale jeśli chodzi i zachowanie obu panów, to raczej należy odwrócić proporcje. Bez wątpienia to Gołaszewski zachował się jak uczeń, nawet uczniak.

Z kolei odpowiedź Bocheńskiego wybrzmiała profesorsko i odnosiła się zarówno do faktów, jak i do „warsztatu” dziennikarskiego.

Rola mediów tym sporze jest bardzo charakterystyczna, ale tym razem bezmyślny i po prostu głupi atak medialny przyniósł zdecydowanie więcej korzyści kandydatowi PiS na prezydenta Warszawy, niż strat. Artykuły pojawiły się w wielu miejscach, jednak wszystkie były oparte na przekazie wyłącznie jednej strony, nawiasem mówiąc nie do końca prawdziwym, co wykazał Tobiasz Bocheński. Żenujący poziom zarzutów oparty na szkolnym schemacie: „Proszę pani, a Tobiasz się bije”, zbudował kontrast pomiędzy atakującym i zaatakowanym.

Do wczoraj polityk związany z PiS był praktycznie anonimowy, dziś ma już znacznie szerszą rozpoznawalność i zawdzięcza to niezbyt bystrej konkurencji politycznej oraz jeszcze mniej lotnym mediom. W ciemno można założyć, że takich ataków będzie znacznie więcej i to po obu stronach, ale jak widać trzeba bardzo uważać, żeby w ferworze walki nie zgrać na korzyść przeciwnika. Bywają takie przypadki!

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!