Foto: Screen TVN24

Głośno się zrobiło w ostatnich dniach o imprezie w pokoju sejmowym, ale z tego co relacjonują media, raczej były to imieniny u cioci, niż porządna balanga. Za starych czasów politycy potrafili „dać w palnik”, aż huczało po całym świecie. Niedościgniony w tej materii był Aleksander Kwaśniewski, o jego wyczynach krążą legendy i memy w Internecie. Niestety jedna z najgłośniejszych libacji miała miejsce w samolocie lecącym na uroczystości do Charkowa, co było średnio zabawne.

We wrześniu 1999 roku prezydent Kwaśniewski zataczał się nad grobami pomordowanych Polaków, czego nawet TVN nie był w stanie zdzierżyć. Ówczesne środowisko lewicowe nie potrafiło wyjść z tego blamażu, co więcej postanowiło skompromitować się jeszcze bardziej. Najpierw szef kancelarii prezydenta Ryszard Kalisz wymyśli bajeczkę o „urazie goleni prawej” potem byli współpracownicy Kwaśniewskiego opowiadali o popijawie w samolocie, obarczając odpowiedzialnością duchownych.

Były ambasador Stanisław Ciosek wskazał na prawosławnego duchownego, a szef ochrony Jerzy Dziewulski obwinił biskupa polowego Sławoja Leszka Głódzia. Kwaśniewski jeszcze wielokrotnie występował publicznie pod gazem, między innymi na ukraińskiej uczelni i podczas kampanii wyborczej, gdy apelował do Ludwika Dorna i suki Saby: „nie idźcie tą drogą”.

Prawica w tej materii również nie jest święta i ma na koncie co najmniej dwa szeroko komentowane spożycia. W 2008 roku posłanka Elżbieta Kruk „topiła smutki w butelce wódki” i na swoje nieszczęście zdecydowała się udzielić krótkiego „wywiadu” mediom. W ten sposób do historii polskiego parlamentaryzmu i mowy powszechnej weszły słowa:

Potrafię pracować dobrze, potrafię coś tam, coś tam

Dla odmiany poseł Bogdan Pęk nic nie mówił, ale grzecznie położył się spać, tyle że na wykładzinie sejmowego korytarza. Tłumaczył swój stan w dość charakterystyczny dla polityków sposób:

Zemdlałem (…) Najprawdopodobniej było to na tle neurologicznym jak niedotlenienie mózgu (…) Któryś z kolegów, zamiast wezwać pogotowie, wysłał zdjęcie do gazety.

Poseł Pęk miał trochę racji, prawdziwi koledzy nie zostawiają w potrzebie, ale odprowadzają pod drzwi, opierają osobnika o ścianę, następnie wciskają dzwonek i uciekają przed spotkaniem z Szanowną Małżonką. Nieudolne tłumaczenia nie pomogły, pryncypialny prezes Kaczyński się zdenerwował i wykreślił posła z list.

PSL także nie wylewa za kołnierz i trzeba przyznać, że niektórzy „ludowcy” potrafią zachować klasę, niekoniecznie pod wpływem, ale na kacu, co wydaje się trudniejsze. W 2010 roku tuż przed wyborami samorządowymi poseł Andrzej Pałys został przyłapany w takim stanie, że nie potrafił wydobyć z siebie nic poza bełkotem. Zapłacił za to sporo, decyzją Prezesa Zarządu Wojewódzkiego Polskiego Stronnictwa Ludowego Adama Jakubasa, został pozbawiony funkcji Wiceprezesa Partii w regionie oraz Szefa Sztabu Wyborów Samorządowych 2010. Mimo wszystko poseł zniósł to godnie:

Jestem świadomy, że muszę ponieść karę. (..) Nie zamierzam zaprzeczać faktom. Jest mi niezmiernie przykro, że musieliście Państwo obserwować mnie w tym stanie.

W politycznym zestawieniu incydentów alkoholowych chyba najgorzej wypada przedstawiciel Koalicji Obywatelskiej Bartłomiej Sienkiewicz, który ani pić nie potrafi, ani się odpowiednio zachować po piciu i jeszcze woreczek z białym proszkiem w Sejmie wyciąga. W styczniu 2022 roku kamery sejmowe i telefony innych posłów uchwyciły taką oto scenę.

Nie trzeba być specjalnie doświadczonym zawodnikiem, aby jednoznacznie stwierdzić, co tu się wydarzyło. Tymczasem tłumaczenie Sienkiewicza było jeszcze bardziej żałosne niż zachowanie:

Trzeba być ślepym, żeby nie widzieć, ze się toczy kampania przeciwko opozycji: insynuacji, kłamstw, ataków – odpowiedział Bartłomiej Sienkiewicz na pytania dziennikarzy o jego zachowanie w Sejmie.

Powyższy skromny wybór faktów pokazuje dobitnie, jak bezbarwna była ostatnia impreza w Sejmie. Nikt nie padł, nikt nie został przyłapany przez oko kamery, jedynie paru funkcjonariuszy Policji i Straży Marszałkowskiej wzięło udział w rutynowej interwencji. W zaistniałej sytuacji nie dziwią pełne dystansu i frywolności komentarze uczestników „imienin u cioci”. Poseł Kamil Bortniczuk pytany o to, czy śpiewał piosenkę o Grzegorzu Braunie stwierdził, co następuje:

Potwierdzam, że ta piosenka jest bardzo popularna. Jest sejmowym hitem i na sejmowych korytarzach bywa często śpiewana. (…) Nie wiem, czy to spotkanie odbyło się z okazji imienin, czy urodzin. Czy głośno śpiewałem? Nie. Nie znam na pamięć tego tekstu.

Poseł Suwerennej Polski Dariusz Matecki kategorycznie zaprzeczył, jakoby potrafił śpiewać i wskazał na podejrzanych wykonawców:

A może to śpiewała Lewica albo Konfederacja? Nie słyszałem o żadnej imprezie, nie mam nawet głosu do śpiewania.

O dziwo chyba najtrafniej imprezę podsumował poseł PiS Łukasz Mejza, co by o pośle nie myśleć i nie mówić.

Staropolskim zwyczajem po prostu zaczęliśmy śpiewać, a ja grałem na gitarze. Cieszę się, że moje umiejętności artystyczne, instrumentalne, jak i wokalne zostały tak szeroko docenione – powiedział Mejza Super Expressowi, gdy został zapytany o wykonanie przeboju “O Grzegorz Braun, o Grzegorz Braun”, a poźniej odniósł się jeszcze do interwencji służb. Odbyliśmy bardzo kulturalną rozmowę. Powiedzieli, żeby pamiętać o innych gościach w hotelu. Pewnie zgłosiły nas jakieś sztywniaki z Lewicy.

Dymisji, awansów i chyba nawet kaca po tej imprezie nie będzie, chociaż media starały się zrobić z tego, co najmniej temat tygodnia. Obywatele mają wiele pretensji do polityków, jednak w tej kwestii niewielu miało ochotę chwytać za kamień i rzucać, zapewne nie jeden się bał, że pójdzie rykoszetem i trafi prosto w czoło hipokryty.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!