Najmodniejszy na świecie wirus, który do niedawna wywoływał najgroźniejszą na świecie chorobę, ma na swoim koncie wiele medialnych osiągnięć. Jedno z bardziej sensacyjnych dotyczyło skracania penisa, inne przestrzegało przed problemami z okrężnicą, szeroko też był omawiany wachlarz powikłań. Z całego tego pakietu postanowił skorzystać nowozelandzki sportowiec Zane Robertson. Urodzony 14 listopada 1989 roku lekkoatleta startował w wielu zawodach, a jego specjalnością były biegi na średnich i długich dystansach.
Robertson nie może się jednak pochwalić większymi sukcesami, zwykle zajmował odległe miejsca. W 2013 podczas mistrzostw świata w Moskwie ukończył bieg na 5000 metrów na 14-tym miejscu, w 2016 podczas igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro w biegu na 10 000 metrów był 12-ty. Jego największym sukcesem jest brązowy medal igrzysk Wspólnoty Narodów w Glasgow, który zdobył w 2014 roku, ale swoich osiągnięć już nie będzie miał okazji poprawić.
Podczas zawodów lekkoatletycznych UK’s Great Manchester Run od reprezentanta Nowej Zelandii pobrano próbkę, w której wykryto zakazaną, ale bardzo popularną substancję EPO. Jak zwykle w takich przypadkach badanie przebiegało dwuetapowo i po wykryciu substancji w próbce „A” komisja pobrała próbkę “B”, która potwierdziła wynik badań. Nowozelandzki biegacz pomimo dojrzałego już wieku (33 lata), próbował się tłumaczyć jak dziecko, ewentualnie jak ekspert w czasie pandemii. Zane Robertson twierdził, że wykrycie dopingu to wynik przebytej choroby COVID-19 i przjętej szczepionki. Na potwierdzenie swojej brawurowej tezy przedstawił nawet stosowne dokumenty, w tym certyfikat szczepienia, ale komisja antydopingowa nie dała wiary jego wyjaśnieniom:
Pan Robertson, który trenuje w Kenii, został przetestowany podczas Great Manchester Run w Wielkiej Brytanii w maju 2022 r. Jego próbka dała pozytywny wynik na obecność EPO, co zostało później potwierdzone w badaniu próbki B. Dodatkowa kara za została dodana, gdy dokumenty złożone przez pana Robertsona w jego obronie zostały uznane za fałszywe – fragment oficjalnego komunikatu DFSNZ.
W efekcie Robertson otrzymał bardzo wysoką karę ośmiu lat dyskwalifikacji, na którą złożyło się nie tylko wykrycie zakazanej substancji, ale też próba fałszowania dokumentacji medycznej. Nowozelandzki biegacz miał wyjątkowego pecha, gdyby był polskim biegaczem, to po pierwsze w 2020 roku nie wbiegłby nawet do lasu i w ten sposób uniknąłby dyskwalifikacji, a po drugie ekspert Grzesiowski albo ekspert Pyrć chętnie potwierdziliby jego wersję wydarzeń, wyłącznie na podstawie artykułów „Nature”.
Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!