Do tej pory Sejm RP był jednoznacznie kojarzony z cyrkiem, gdy ktoś pragnął wrazić swoje oburzenie tym, co się w Sejmie dzieje, mówił o cyrku. Wiele wskazuje na to, że cyrk zostaje powoli wypierany przez kino, bo „ale kino” to mniej więcej to samo, co „niezły cyrk”. Kilka różnic w obu miejscach rozrywki można by mimo wszystko dostrzec, jednak na potrzeby recenzji nowego zjawiska społecznego wystarczy wskazać tę zasadniczą. O ile sejmowy cyrk miał wymiar wyłącznie metaforyczny, o tyle kino uzupełniło metaforykę realiami i w warszawskiej „Kinotece” można obejrzeć obrady sejmowe w trzech salach kinowych.
Nim cyrk zamienił się kino, wcześniej osiągał sukcesy na platformie YouTube, gdzie kanał Sejmu RP zgromadził ponad 435 tys. subskrybentów i miliony wyświetleń. Na czym dokładnie polega ten fenomen ciężko precyzyjnie odpowiedzieć, ale na pewno spore znaczenia ma to, że marszałkiem Sejmu został Szymon Hołownia, niegdysiejszy „szołmen” w programach rozrywkowych, który przeniósł sporo telewizyjnej formuły na salę sejmową. W efekcie obywatelki i obywatele nie szukający wysublimowanego kontaktu z kulturą i sztuką, zadowalają się pospolitą rozrywką dostarczaną przez wybrańców narodu.
Pozwolimy sobie w tym miejscu na autorską refleksję w postaci stwierdzenia, że w tym zjawisku jest więcej smutku i przygnębiającego podsumowania zarówno części społeczeństwa, jak i parlamentarzystów, niż śmiechu i dobrej zabawy. Wiadomo jednak, że z gustami dyskutuje się ciężko, a kształtuje jeszcze trudniej, dlatego nie pozostaje nic innego, tylko przyjąć do wiadomości, co się dzieje i dokonać próby interpretacji. Mając na uwadze fakt, że ten pomysł jest realizowany wyłącznie w Warszawie i to w gmachu wzniesionym na cześć i chwałę Józefa Stalina, trzeba się pocieszyć. Skoro nikomu innemu poza animatorami kultury z warszawskiego ratusza, coś podobnego nie przyszło do głowy, to z kondycją społeczeństwa nie jest aż tak źle.
Drugą pocieszającą informację dostarcza nam pani Karolina Fornal specjalistka ds. marketingu i promocji w Kinotece. Jak na marketingowca przystało, pani Karolina mówi o tłumach i sukcesie, ale konkrety już tak przygnębiająco nie wyglądają. Do Kinoteki przyszło zaledwie 578 osób i zasiadło w trzech salach kinowych. Przypomnijmy też, że obrady Sejmu rozpoczęły się o godz. 10.00, a o tej porze zdecydowana większość Polaków pracuje albo się uczy. Kto w takim razie siedzi w kinie? Nie będziemy przywoływać brutalnych skojarzeń, bo nadużywanie porównań to specjalność polityków, ale prawdę trzeba powiedzieć.
Z całą pewnością w Kinotece nie siedzą tak zwani „zwykli obywatele”, tylko obywatele, którzy o godz. 10.00 nie mają nic lepszego do roboty, ani też nie mają ochoty niczego nowego się nauczyć. Paradoks tej sytuacji polega na tym, że animatorzy kultury i marketingowcy nazwali tę niskich lotów rozrywkę: “Sejm w kinie – projekt edukacyjno-obywatelski”. Kto i kogo w ramach tego projektu będzie edukował, nie sposób odgadnąć, ale wiadomo, że na całej imprezie zarobią sprzedawcy popcornu. Obroty sprzedawcom popcornu zapewnił Marszałek Sejmu Szymon Hołownia, zwracając się z apelem do narodu: „Drodzy państwo zaopatrzcie się w popcorn solidnie!”.
Pocieszające w tym wszystkim jest to, że każda moda kiedyś przemija, kiedyś obowiązkiem każdego ambitnego „Europejczyka” było spożycie sojowego latte, nawet jeśli „Europejczyk” miał uczulenie na soję. Dziś moda nakazuje pałaszować popcorn na sali kinowej, podczas projekcji obrad na sali sejmowej, choćby organizmy kinomanów nie tolerowały kukurydzy. Ta moda również minie i się zmieni, niestety „Europejczycy” się nie zmienią, bo od rana do wieczora siedzą w poradzieckim kinie albo w amerykańskiej kawiarni i na edukację, czy pracę nie mają czasu.
Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!