Foto: Kuba Atys / Agencja Wyborcza.pl

Jutro prezydent Andrzej Duda ma zaprzysiąc nowy rząd Mateusza Morawieckiego. Z tej okazji przytaczamy najczęściej kierowane pytanie pod adresem PiS, po sukcesie wyborczym, które brzmi następująco: „Po co tworzycie fikcyjny rząd, skoro nie macie większości w Sejmie?”. Dotąd żadnemu politykowi PiS nie udało się udzielić pełnej i sensownej odpowiedzi, pewnie dlatego, że taka po prostu nie istnieje. Pojawiło się natomiast coś pomiędzy usprawiedliwieniem i wyjaśnieniem i tym czymś ma być „mit założycielski”.

Czy taki mit da się zbudować na porażce, żeby nie powiedzieć klęsce? Owszem, mamy liczne przykłady i to w samej mitologii greckiej, choćby mit Prometeusza, jednego z pierwszych bohaterów ludu. Nieśmiertelną legendą jest też przegrana bitwa pod Termopilami, a dla Polaków cała seria powstań. Może w takim razie nie jest tak źle, jakby się mogło wydawać, skoro porażka dodaje wiary w lepsze jutro? Niekoniecznie, bo katastrofa, szczególnie połączona z kompromitacją jeszcze żadnego mitu założycielskiego nie zbudowała i nie zbuduje. Nikt w głowie Mateusza Morawieckiego nie siedzi, ale niewiele się pomylą ci, którzy uznają, że były, obecny i nieuchronnie znów były premier, nie czuje się komfortowo w tej politycznej komedii.

Dobrze, postarajmy się chociaż powiedzieć na czym to wszystko ma polegać, choć nie będzie to łatwe. Otwarcie nikt z PiS-u nie powiedział kto w tym nowym micie założycielskim ma być bohaterem i na kim ma to robić wrażenie. Nieoficjalnie w mediach pojawiają się anonimowe wypowiedzi odnoszące się do elektoratu. Kierownictwo PiS doszło do wniosku, że musi walczyć do końca, niczym Leonidas, bo elektorat nie wybaczyłby im oddania władzy bez walki i to śmiertelnemu wrogowi, jakim jest Donald Tusk. W zasadzie jest to jedyny racjonalny argument przemawiający na rzecz tej komedii, ale w najmniejszym stopniu samej komedii nie znosi. Co do bohatera, to jest jeszcze śmieszniej, ponieważ żaden poważny polityk z Morawieckim na pewno by się nie zamienił, a złośliwi twierdzą, że pan Mateusz został rzucony na pożarcie.

Cała operacja jest niezwykle kosztowna, wizerunkowo to prawdziwa masakra, dodatkowo PiS pokazał, że nie ma żadnej zdolności koalicyjnej, choćby oddał ewentualnemu koalicjantowi stanowisko premiera, Marszałka Sejmu i wsparcie dla kandydata na Prezydenta RP. Plotki głoszą, że dokładnie takim pakietem PiS miał kusić potencjalnych partnerów politycznych. Dziś już wiadomo, że z tego nic nie wyszło i nie wyjdzie, co zresztą między wierszami powiedział sam premier Mateusz Morawiecki:

Musimy się zmieniać, musimy się odnaleźć na nowo. Zachować wszystko to, co jest dobre, co się nam udało, ale jednocześnie odpowiedzieć na te ambicje, te aspiracje Polaków, które dały o sobie znać 15 października – powiedział portalowi Salon24.pl premier Mateusz Morawiecki.

Słowa te zupełnie nie korespondują z obecną straceńczą misją, która wręcz uwypukla to, co stare i najgorsze w PiS. Na koniec warto też wspomnieć, że Prawo i Sprawiedliwość cierpi na inflację mitów założycielskich i wszystkie są związane z katastrofą albo tragedią. Poczynając od mitu „Nocnej zmiany” i rządu Jana Olszewskiego, przez mit upadku rządu Jarosława Kaczyńskiego z 2007 roku, aż po mit smoleński. Po co PiS kolejny mit i to tak groteskowy? Tego chyba nie wie nikt, łącznie z tymi, którzy na ten „genialny” pomysł wpadli.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!