Politycy potrafią wykorzystać każdą okazję, aby obrócić kota ogonem i przypisać sobie zasługi, a porażki scedować na dywersantów. Gdy Polska stanęła w obliczu najwyższej od wielu lat inflacji, zaczęło się nerwowe obracanie kota ogonem i z tej karuzeli wyszła „putinflacja”. Nowomowa też jest specjalnością polityków, jak i wykorzystywanie wszelkich nieszczęść. I tak konflikt na Ukrainie stał się doskonałym wyjaśnieniem wszystkich błędów popełnionych przez rządzących, które złożyły się na rekordową inflację.
Wielu obywateli, nie będąc ekspertami, wskazywało na oczywistą podstawę galopujących cen i co więcej uprzedzało rządzących, że tak się to skończy. Gdy decyzjami premiera, podpisanymi przez prezydenta, zamykano Polakom firmy, od fryzjerów po kopalnie, a w ramach rekompensaty wypłacano pieniądze za siedzenie w domu, było jasne, jaki czeka nas finał. Zjawisko inflacji ma to do siebie, że działa z poślizgiem, dlatego ostrzeżenia obywateli, że to się skończy źle, znalazły potwierdzenie dopiero po pandemii. Jak tylko problem zaczął być widoczny, rządzący od razu poszukali winnego i był nim Putin, skądinąd mało sympatyczny osobnik, ale z „tarczą kowidową” nie miał nic wspólnego.
Konflikt na Ukrainie spowszedniał, społeczeństwo coraz głośniej ziewa przy informacjach o nagłych zwrotach na froncie i planowanych kontrofensywach. Nowe okoliczności sprawiły, że „putinflacja” przestała działać, ale inflacja działa nadal i zmusza polityków do zmiany „narracji”. Problem jednak polega na tym, że na ma już na kogo scedować odpowiedzialności, bo dzięki Bogu, żadnego nowego nieszczęścia po pandemii i wojnie nie widać. Dlatego politycy „Zjednoczonej Prawicy” i prezydent wybrany z tego samego środowiska postanowili wycofać się na z góry upatrzone pozycje. Jak dziś tłumaczy inflację Jarosław Kaczyński? Posłuchajmy:
Ktoś powie: no może te tarcze to osłoniły, bezrobocie właściwie prawie nie wzrosło, nie było większego zatrzymania rozwoju gospodarczego, ale – jeśli chodzi o inflację – nie daliśmy sobie rady. (…) miejmy nadzieję, że inflacja teraz będzie co miesiąc spadać i jakoś z tego wyjdziemy i do kryzysu nie doprowadzimy.
Miejmy nadzieję, panie prezesie, ale miejmy też odwagę na jaką zebrał się prezydent Andrzej Duda i do aktualnie obowiązującej „narracji” dodał parę groszy od siebie:
Inflacja jest skutkiem także naszych działań, które tutaj podejmowaliśmy w Polsce.Mówię “podejmowaliśmy”, bo decydował o nich premier, rząd, parlament. Choćby w czasie pandemii koronawirusa, kiedy po prostu rozdawaliśmy pieniądze przedsiębiorcom po to, by mogli utrzymać swoje firmy i miejsca pracy. Po to, by ludzie nie stracili pracy. Pieniądze były wypłacane, to oczywiście musiało spowodować inflację. Zdawaliśmy sobie z tego sprawę, że prawdopodobnie tak będzie, ale woleliśmy spowodować inflację nawet niż to, żeby miejsca pracy przepadły, niż to, żeby ludzie pracy nie mieli.
Refleksja u polityka to biały kruk, ale gdy przychodzi to zawsze jest spowodowana brakiem innego wyjścia. Niestety to wcale nie oznacza, że polityk coś zrozumiał i wyciągnie wnioski na przyszłość. Nic podobnego, w przyszłości polityk postąpi tak, aby słupki i nastroje społeczne stały po stronie polityka, a co złe to Putin i pandemia albo inna plaga.
Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!