Foto: PAP / EPA / SARAH YENESEL

Polscy dziennikarze opanowali nową umiejętność, mianowicie nauczyli się korzystać z anglojęzycznej części Internetu i kopiować z niego rozmaite artykuły, niekoniecznie rozumiejąc ich treść. W drugiej wersji produkowania sensacji rozumienie treści i sensu przedrukowywanych artykułów występuje, ale pragnienie podbicia oglądalności jest znacznie większe. Tak też się błyskawicznie narodziły nagłówki „Trump formalnie aresztowany”.

Niemal identyczne tytuły znajdziemy na Gazeta.pl. Onet.pl, czy Rp.pl i potrzebne jest dłuższe śledztwo, żeby sprawdzić kto pierwszy wpadł na tak nośny „pasek”, bo że reszta to bezmyślnie skopiowała, to już wiadomo. O co w takim razie chodzi z tym „formalnym aresztowaniem”? Na pewno nie o to, czym jest aresztowanie w Polsce, po prostu Donald Trump miał obowiązek stawić się w sądzie, co samo w sobie wyklucza areszt. Co więcej to również nie jest sąd w rozumieniu polskiego prawa, ale w rozumieniu Pawła Kukiza. Pierwszy etap postępowania odbywa się przed tak zwanym sędzią technicznym, czy jak kto woli sędzią pokoju, którym w sprawie Trumpa był Jonathan Goodman.

Gdyby Trump się przyznał do winy, to miałby okazję negocjować wyrok, co chyba widział każdy Polak, który chociaż raz oglądnął amerykański kryminał z tą dość częstą sceną. Donald Trump od samego początku zapowiedział, że nie przyzna się do winy, a to wiąże się z określonymi procedurami, których nie da się uniknąć i to właśnie jest to całe „formalne aresztowanie”. W ramach tych procedur oskarżony jest przeszukiwany, ma wykonane charakterystyczne zdjęcia, technicy pobierają mu próbki DNA i zdejmują odciski palców.

Trump przejdzie tylko przez tę ostatnią „przyjemność”, z racji pełnionej funkcji i powszechnej rozpoznawalności, nikt też nie odważył się założyć Donaldowi Trumpowi kajdanek. Po przedstawieniu zarzutów i zdjęciu odcisków palców, były i powtórnie kandydujący prezydent USA wróci sobie do domu i będzie dziękował demokratom za głośną oraz darmową kampanię. Dalsze i właściwe postępowanie przed sądem poprowadzi już inny sędzia, dokładnie pani sędzia Aileen M Cannon.

Jeśli natomiast chodzi o zarzuty, to te są znane i wałkowane od wielu miesięcy. Trumpowi zarzucono przechowywanie w prywatnej rezydencji tajnych dokumentów i tutaj też jest potrzebne dodatkowe wyjaśnienie. Prezydent USA nie łamie prawa, gdy zabiera takie dokumenty do prywatnej posesji, co w Polsce może dziwić, ale chodzi wyłącznie o to, że powinien je zwrócić do archiwów po zakończeniu urzędowania. Z tą operacją Trump zwlekał, pomimo wezwań Departamentu Sprawiedliwości i w konsekwencji agenci wparowali do posiadłości Trumpa Mar-a-Lago na Florydzie, po czym zarekwirowali dokumenty jako materiał dowodowy.

Na koniec warto dodać prawdziwie szokującą dla Polaków wiadomość! Jakkolwiek zakończy się ta z gruntu polityczna sprawa, to Donald Trump będzie mógł kandydować na prezydenta USA, nawet jeśli naprawdę trafi do aresztu, czy do więzienia. Takie prawo daje mu amerykańska konstytucja i w przeciwieństwie do polskich realiów, żaden amerykański konstytucjonalista tego nie podważa. Jedyne warunki jakie musi spełnić kandydat na prezydenta, to posiadanie metryki potwierdzającej, że jest obywatelem, który urodził się w USA i skończył 35 lat.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!