Foto: Screen "Reset"

Wczoraj TVP pokazała premierowy odcinek serialu „Reset”, wspólne dzieło Michała Rachonia i Sławomira Cenckiewicza. Obaj Panowie są jednoznacznie kojarzeni z obozem politycznym PiS i nie ma w tym skojarzeniu najmniejszego fałszu. TVP to także medium całkowicie podporządkowane PiS, a emisja filmu w środku kampanii nie pozostawia wątpliwości, czemu ten film ma służyć. Głównym negatywnym bohaterem jest Donald Tusk, ale w fatalnym świetle autorzy próbują też przedstawić Radosława Sikorskiego. Pytanie, czy to się uda?

Zacznijmy od tego, że pierwsze sceny filmu przypominają kultowe „Sensacje XX wieku”, później to skojarzenie się wzmaga, gdy widzimy redaktora Rachonia w skórzanej kurtce, czyli firmowym stroju Bogusława Wołoszańskiego. Taki zabieg zdradza intencje autorów, którzy chcieli w sposób atrakcyjny przekazać opowieść o Tusku i przy okazji o Sikorskim, zamiast setny raz powtarzać “für Deutschland”. Zdjęcie z przekazu topornej propagandy na modłę „Wiadomości TVP” to szansa na dotarcie do nowych odbiorców i o to zapewne też chodziło, ale bardzo wątpliwe, że to się powiedzie. Sam udział autorów jednoznacznie utożsamianych z PiS na starcie potężnie obciąża i wprowadza partyjny podział wśród komentatorów, bo niekoniecznie widzów. Dalej pułapek jest jeszcze więcej i pierwsze miny zaraz po premierze zaczęły wybuchać.

Film Rachonia i Cenckiewicza opiera się na tym, co każdy Polak mógł w telewizji wiele razy zobaczyć, nie ma tam praktycznie nic nowego i chociaż w reklamówce pojawia się informacja o przewertowaniu 10 000 stron dokumentów, to efektu tej kwerendy w filmie nie widać. Elementem świeżości miały być też wypowiedzi osób z zewnątrz, obcokrajowców o minimalnej rozpoznawalności w Polsce, ale dobrze znanych na świecie. Taki zabieg powoduje, że widz może się złapać na lep obiektywizmu, tylko twórcy jak zwykle popełnili ten sam błąd, za jaki PiS płacił wielokrotnie. Rachoń i Cenckiewicz „zapomnieli” przekazać bohaterom swojego filmu o czym ten film tak naprawdę jest, a z całą pewnością nie pozwolili im obejrzeć i zaakceptować kontekstu, w jakim ich wypowiedzi zostały użyte.

Miało być międzynarodowe wsparcie wybitnych autorytetów, a wyszło jak zawsze! W momencie, gdy pół Internetu zaczęło pomstować na skrajne upolitycznienie „Retestu”, co było pewne i przed premierą, dwóch bohaterów filmu zmasakrowało jeden z głównych wątków i celów filmu. Pierwszy zareagował Bill Browder, znany w świecie finansów założyciel Hermitage Capital Management.

Browder swoją aktywnością na rynku rosyjskim zdobył wiedzę o tym, co się w Rosji dzieje i dzięki temu spowodował, że w USA wprowadzono w życie tzw. ustawę Magnitskiego, nakładającą sankcje na rosyjskich urzędników, którym przypisywano odpowiedzialność za śmierć rosyjskiego prawnika Siergieja Magnitskiego. Jest mało prawdopodobne, aby taki człowiek nie był znany żonie Radka Sikorskiego Anne Applebaum, amerykańskiej dziennikarce żydowskiego pochodzenia i laureatce Nagrody Pulitzera. Zresztą wiele wskazuje, w tym poniższa treść oświadczenia, że Bill Browder zna samego Radka Sikorskiego,

Jestem bardzo rozczarowany, gdy dowiedziałem się, że polski dokument zatytułowany “reset”, w którym udzielałem wywiadu, jest wykorzystywany do atakowania @radeksikorski jako prorosyjskiego i próby wykluczenia go z polskiej polityki. Nie przypominam sobie wielu ludzi, którzy byli bardziej skuteczni w kontrowaniu Putina niż Radek.

Na pewno nie takiej reakcji oczekiwali autorzy filmu, chociaż dokładnie takiej powinni oczekiwać, bo polskie podwórko nie ma nic wspólnego ze światowymi koneksjami. I Sikorski i jego żona mają wystarczająco wiele znajomości, żeby zadbać o swoje interesy. Z kolei Bill Browder, podobnie jak każdy innym poważny finansista, nie będzie się narażał na utratę wpływów i kontaktów, z których żyje, nie wspominając o kontratakach medialnych. Jeszcze łatwiej dało się przewidzieć, jak zareaguje wpływowy w zachodnich kręgach dziennikarz „The Economist” Edward Lucas:

Z przerażeniem obserwuję, jak moje poglądy i nazwisko są wykorzystywane jako “dowód” w polskich krajowych atakach politycznych na Radosława Sikorskiego i innych. Dzieje się to bez mojej zgody i wiedzy.

Po pierwszym odcinku „Resetu” wiadomo, że ta produkcja nie dostarczy PiS pół promila nowych głosów, natomiast Rachoń i Cenckiewicz nie zostaną Wołoszańskim. Film będzie wyłącznie tym, czym dla Donalda Tuska był marsz 4 czerwca, jest to przedsięwzięcie skierowane do partyjnego aktywu i najtwardszego wyborcy, ale to jeszcze nie koniec złych wiadomości.

W pierwszym odcinku nie widzieliśmy prezydenckiego samolotu Tu-154M rozsypanego w smoleńskim błocie, ale nawiązanie do Smoleńska w serialu pojawić się musi i dopiero wówczas na dobre się zacznie, od rozmów na molo, do „żółwików” z Putinem. Odgrzanie po raz 1000 Smoleńska, co wywołuje atawistyczne reakcje Polaków, dobije politycznie i propagandowo tę produkcję. Dlatego „Reset” tylko na razie jest 4 czerwca PiS-u, ale ma pełne szanse zostać „spotem o Auschwitz”.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!