Gdyby ktoś pokusił się o napisanie słownika Gazety Wyborczej, to z całą pewnością i wbrew alfabetycznej chronologii słowem numer jeden byłaby lustracja. Przypomnijmy na początek, że Gazeta Wyborcza została założona przez Adama Michnika, syna stalinowskich aparatczyków i szefa komisji własnego imienia, która po paru miesiącach siedzenia w archiwach SB uznała, że nic ciekawego tam nie ma.
W tej samej gazecie pracowało dwóch z „Trzech kumpli”, pierwszym był Bronisław Wildstein, którego Adam Michnik z całą redakcją zlinczował, za ujawnianie tajnych współpracowników SB. Drugi to Lesław Maleszka, pseudonim Ketman, odpowiedzialny za śmierć trzeciego kumpla Stanisław Pyjasa, zakatowanego przez SB, po donosach Maleszki. Takich informacji, które wprost wyjaśniają dlaczego Gazeta Wyborcza spływa jadem, szyderstwem i zwykła nagonką, za każdym razem, gdy mowa o lustracji, można przywołać tysiące, ale na potrzeby przedstawienia najnowszej akcji z udziałem dziennikarki „Wyborczej” ten skrót w zupełności wystarczy.
Bywają takie wyjątki, w których dziennikarze z ulicy Czerskiej nie tylko się nie brzydzą lustracją, ale chętnie sięgają do teczek, życiorysów, rodziców i nawet dziadków. Jedną z dziennikarek „grzebiących w genach” jest Dominika Wielowieyska, córka byłego doradcy „Solidarności” Andrzeja Wielowiejskiego. Pani Dominika razem z kolegami wielokrotnie lustrowała przeciwników politycznych, a szczególną uwagę poświęcili Sławomirowi Cenckiewiczowi. Zaraz po publikacji książki Cenckiewicza i Gontarczyka „SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii” obrońcy tajemnicy esbeckich teczek wpadli w amok.
Gazeta Wyborcza, która nie potrafiła w swojej redakcji znaleźć agenta SB, znalazła dziadka Sławomira Cenckiewicza, byłego funkcjonariusza SB, co jeszcze nie jest niczym zdrożnym, bo to fakt. Problem polega na tym, że ten fakt wyeksponowano, aby zdyskredytować jedną z lepszych, jeśli nie najlepszych książek poświęconej agentowi TW Bolek, czyli Lechowi Wałęsie. Cenckiewiczowi i Gontarczykowi zarzucano ignorancję, braki warsztatowe i inne fałszerstwa, tymczasem po latach wdowa po generale Czesławie Kiszczaku, którego Michnik nazywał człowiekiem honoru, przekazała do IPN oryginalną teczkę TW Bolka, co ostatecznie potwierdziło wszystkie tezy zwarte w książce.
Jak widać pani Dominice Wielowieyskiej i jej redakcji wolno lustrować, chociaż jest to „zoologiczna nienawiść” i „grzebanie w ludzkich brudach”. Wolno im lustrować i manipulować przy tym, bo to co pisali o kompetencjach Cenckiewicza i wiarygodności materiałów opublikowanych w książce, było zwykłym kłamstwem i oszczerstwem. Za to nie wolno lustrować pani Dominiki, pod żadnym pozorem, lustracja poprowadzona w niewłaściwym kierunku jest podłością lub śmiesznością. Po kolejnym zamówieniu politycznym i tym razem wyprzedzającym ataku na Cenckiewicza, przed premierą filmu „Reset”, pani redaktor poczuła się „rozbawiona” odpowiedzią Piotra Woyciechowskiego:
„Minister Ciosek prosi o załatwienie sprawy doradcy Solidarności” tj. paszportu dla córki Dominiki Wielowieyskiej.
„Jeżeli jest załatwione meldować” odpowiada płk. Wacław Szarszewski wysoki funkcjonariusz SB.@DWielowieyska wie Pani co teraz roi się w głowie Tomasza Piątka? 😉 pic.twitter.com/OyDTLAp6D0
— Piotr Woyciechowski 🇵🇱 (@PiotrW1966) June 13, 2023
Z opublikowanego dokumentu wcale nie wynika, że to dwunastoletnia wówczas Dominika Wielowieyska miała szczególne kontakty i poważanie wśród członków komunistycznego aparatu PRL i służy bezpieczeństwa. Woyciechowski takiego zarzutu nie stawiał, tylko odpowiadał, jakimi metodami „dziennikarskimi” posługuje się autorka politycznych ataków na Cenckiewicza. Za to z dokumentu jednoznacznie wynika, że pełne poważanie i znajomości wśród aparatczyków komunistycznych miał ojciec Wielowieyskiej, tej samej, która razem z kolegami pisała o dziadku Cenckiewicza z SB. Odpowiedź dziennikarki to seria infantylnych sucharów „Wyborczych”, jakie wypełniały szpalty Gazety Wyborczej od początku jej istnienia.
Piotr Woyciechowski w odwecie za krzywdę Sławomira Cenckiewicza i z braku innych argumentów zlustrował mnie, wrzucając moje akta paszportowe jako 12-letniej dziewczynki.😂 Smuteczek, bo w aktach jest moje super zdjęcie paszportwe z dzieciństwa i pan Piotr go nie dołączył 😔👇 pic.twitter.com/rZZYMXG0NE
— Dominika Wielowieyska (@DWielowieyska) June 14, 2023
Nie tylko Gazeta Wyborcza, ale całe środowisko, czy raczej towarzystwo, które się świetnie dogadało i zaprzyjaźniło z byłymi sekretarzami PZPR, generałami, funkcjonariuszami i kapusiami SB, przyznało sobie prawo do monopolu na moralne oceny i kwerendy życiorysów oponentów politycznych. I tylko to towarzystwo śmieje się z sucharów „Wyborczych”, bo z biegiem lat coraz więcej Polaków dostrzegło o co w tym wszystkim chodzi i do śmiechu im nie jest.
Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!