W 2007 roku odbyła się debata pomiędzy Donaldem Tuskiem i Jarosławem Kaczyńskim, która przeszła do historii. Zdecydowana większość komentatorów oceniła, że Tusk tę debatę wygrał i to wyraźnie, ale nawet po latach niewielu ekspertów dostrzegło, jak prymitywne środki od tym zdecydowały. Donald Tusk wygrał debatę w „stylu” internetowego trollingu i na poparcie tej oceny wystarczy przytoczyć najbardziej znane fragmenty debaty.
Ceny, ziemniaków i kurczaków, których nie potrafił podać ówczesny premier Polski Jarosław Kaczyński, to najczęściej cytowany fragment i oczywiście chodziło o przedstawienie polityka oderwanego od ludzkich spraw. Nikt wówczas nie zadawał pytania, czy aby na pewno jest to rozsądny wskaźnik kompetencji przywódcy państwowego? Czy marszałek Józef Piłsudski nie wiedział po ile przed wojną była kapusta? Powątpiewać też należy, aby generał Charles de Gaulle znał cenę bagietek i żabich udek. Kontrując ten argument można powiedzieć, że Kaczyński to nie Piłsudski i Charles de Gaull, ale w takim razie jeszcze bardziej wzmacnia się postawiona teza – polityka wielkiego formatu nie dyskwalifikuje brak znajomości cen składników na zupę.
Drugi pamiętny fragment debaty, to historia związana z małym pistolecikiem, bo dokładnie taką broń miał wyjąć Kaczyński w windzie, którą jechał razem z Tuskiem. Według wersji Tuska Kaczyński nie tylko pochwalił się posiadaniem broni, ale miał też powiedzieć: „dla mnie ciebie zabić to jak splunąć”. Prezes PiS stanowczo temu zaprzeczał, nie zmieniło to jednak w najmniejszym stopniu wrażenia, jakie historyjka zrobiła w czasie debaty i to między innymi na niej skupiały się emocje wyborców.
Historyczny rzut oka na polityczny modus operandi Donalda Tuska idealnie wpisuje się w aktualne działania, które nie zmieniły się na jotę. Od początku przejęcia władzy lider Koalicji Obywatelskiej stosuje te same prymitywne sztuczki, jakie z lubością stosują internetowe trolle. Tusk wrzuca w przestrzeń publiczną plotki albo z manipulowane informacje, wywołuje skandal i na parę dniu lub tygodni ma spokój z odpowiadaniem na trudne pytania. Dziś na konferencji prasowej Tusk sprzedał opinii publicznej następna sensację:
Mamy też dokumentację, czym zajmował się detektyw, wynajęty przez pana prezesa Obajtka. Głównie nieustannym śledzeniem posłów opozycji. W tym przypadku pana Marcina Kierwińskiego, pana Jaka Grabca, dzisiejszych ministrów rządu, pana eurodeputowanego Andrzeja Halickiego. Na te usługi detektywistyczne Orlen wydał decyzją Daniela Obajtka ponad milion.
Podobnie, jak Jarosław Kaczyński, Daniel Obajtek stanowczo zaprzeczył słowom Tuska i wręcz nazwał je kłamstwem:
Kategorycznie zaprzeczam doniesieniom, żebym wynajmował jakiegokolwiek detektywa do śledzenia jakichkolwiek posłów. To kłamstwo Panie Premierze @donaldtusk
Podał Pan kwotę za ochronę, którą przyznała mi Rada Nadzorcza koncernu w czasie, gdy realizowaliśmy strategiczne procesy… https://t.co/4iSx7gDDUr— Daniel Obajtek (@DanielObajtek) March 5, 2024
Niestety jakiekolwiek prostowanie kłamstw Tuska nie przynosi większego rezultatu, a co więcej jest realizacją celu Tuska. Premier dużego państwa w środku Europy nieustannie sięga po narzędzia internetowych trolli i skutecznie odwraca tym uwagę Polaków od 100 konkretów i innych „nieistotnych” spraw, jak podwyżki cen prądu, powrót VAT na żywność, czy strajk rolników. Obrona przed trollingiem jest bardzo trudna, ale trolle wcześniej, czy później przegrywają łapiąc się we własne sidła, czego doskonałym przykładem jest żałosna historia Pablo Moralesa i tego „detektywa” Tusk razem z Koalicją Obywatelską opłacali na pewno.
Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!