Jeszcze kilka dni temu sprawa była jasna, wbrew kuriozalnym teoriom dyżurnych „konstytucjonalistów” i innych autorytetów prawnych, które powiedzą wszystko co trzeba. Minister kultury Bartłomiej Sienkiewicz łamiąc nie tylko konstytucję, ale i prawo powszechne, bez żadnej podstawy prawnej posłał do TVP uzurpatora Piotra Zemłę w towarzystwie osiłków atakujących posłów PiS i dziennikarzy mediów publicznych. Ewidentna wpadka, czy nawet afera nowo powstałego rządu nabierała tempa i coraz więcej podmiotów zgłaszało albo zastrzeżenia albo oburzenie.
W takich okolicznościach wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że premier Tusk razem ze swoim ministrem wpakowali się w pułapkę bez wyjścia. Z jednej strony czuli na sobie presję fanatycznego elektoratu, który oczekiwał przejęcia TVP z wszelką cenę. Z drugiej strony spora grupa prawników w Polsce i co gorsza podmiotów międzynarodowych nie zostawiała suchej nitki na bezprawiu. Tusk zaczął się gubić, a tak naprawdę największy geniusz nie znalazłby idealnego wyjścia z tej opresji. I gdy się wydawało, że nowy rząd zapłaci potężną cenę za swoje nieprzemyślane działania, wtedy pojawił się Jarosław Kaczyński z genialną strategią.
W pierwszym ruchu ośrodek decyzyjny na Nowogrodzkiej doprowadził do dymisji prezesa Mateusza Matyszkowicza, a pełniącym jego obowiązki został Maciej Łopiński. Formalnie tej zmiany dokonała Rada Mediów Narodowych, gdzie decydujący głos mają politycy PiS, prezes rady Krzysztof Czabański i Joanna Lichocka, no i to właśnie Lichocka ogłosiła, że od dziś prezesem TVP będzie Michał Adamczyk. Przypomnijmy w tym miejscu, że w samym środku kampanii wyborczej, Michał Adamczyk został zawieszony przez szefostwo TVP w wyniku ujawnionej afery sprzed lat, dokładnie chodziło o używanie przemocy wobec byłej żony.
Wszystkie podręczniki marketingu i politycznej strategii uczą, że jeśli przeciwnik popełnia fatalny błąd, to trzeba ten błąd wyeksponować kontrastem. W praktyce polega to na bardzo prostym zabiegu, gdy Tusk łamie prawo i pokazuje brutalność „silnych ludzi”, trzeba przestrzegać prawa i pokazywać jak najbardziej sympatycznych i lubianych ludzi. Co zrobiło kierownictwo PiS? W pierwszej kolejności uruchomiło całkowicie niezrozumiałą karuzelę dymisji i awansów i o ile jeszcze można zrozumieć powołanie Łopińskiego, bo rzeczywiście Matyszkowicz na obrońcę reduty się nie nadawał, to awans Adamczyka jest całkowitą katastrofą.
Dziennikarz zmieszany w ciągle świeżą aferę obyczajową i to taką, która jest powszechnie w Polsce potępiana, ma zostać obrońcą praworządności i jeszcze tę nowinę ogłasza znienawidzona, również przez elektorat PiS, Joanna Lichocka. Całe zamieszanie, czy raczej seria błędów powoduje, że opinia publiczna kompletnie się gubi i nie wie, po której stronie stanąć. Nawet najwięksi przeciwnicy Tuska nie są w stanie się zmusić do tego, aby w Adamczyku i Lichockiej zobaczyć strażników moralności.
Gorszym wyborem byłby tylko Jacek Kurski, czego zresztą nie można wykluczyć, biorąc pod uwagę dynamikę zdarzeń. Szok powyborczy na Nowogrodzkiej trwa, a bzdurne przekonanie, że da się odzyskać władzę w kilka tygodni, odbiera resztki myślenia. Wystarczyło nic nie robić, ewentualnie poprzestać na wymianie Matyszkowicza na Łopińskiego, ale to się okazało za trudne dla strategów z Nowogrodzkiej. Nie jest też wykluczone, ale raczej dość prawdopodobne, że te roszady są też wynikiem alki o wpływy pomiędzy prezydentem Andrzejem Dudą i PiS.
Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!