Foto: Michał Walczak / PAP

Na pierwszy rzut oka tytuł artykułu brzmi, jak żart albo nieudolna próba przykuwania uwagi Czytelników, ale to są błędne tropy. Tytuł zawiera same fakty i ani jednego żartu. Podczas niedawnej wizyty prezydenta Ukrainy prezydent Polski złożył obietnicę, że Polska dostarczy bratniemu narodowi kolejne proradzieckie myśliwce. Cztery samoloty zostały podarowane kilka miesięcy temu, cztery poleciały na Ukrainę tuż przed wizytą Wołodymyra Zełeńskiego, a do kompletu brakuje jeszcze sześć MiG-29, o których Andrzej Duda mówił na wspólnych konferencjach ze sowim ukraińskim kolegą.

Obietnica Andrzeja Dudy miała pokrycie we wcześniejszych decyzjach, jakie zapadły na poziomie rządowym, ale prezydent nie uwzględnił kluczowego wymogu, jakim jest zgoda sprzedawcy. Co Niemcy mają wspólnego z naszymi samolotami? Historia sięga 2002 roku, kiedy to RFN sprzedała Polsce 23 myśliwce MiG-29 przejęte przez Bundeswehrę od Narodowej Armii Ludowej NRD. Niemal wszystkie międzynarodowe umowy dotyczące sprzedaży broni zawierają klauzulę, która nakłada na kupującego obowiązek zyskania zgody do dalszej odsprzedaży.

Podobne zapisy są powszechnie stosowane, ponieważ mają zapobiegać wszelkiego rodzaju nieprawidłowościom związanym z uzbrajaniem krajów uznawanych za niebezpieczne dla światowego pokoju. Wprawdzie Polska nie sprzedaje, tylko oddaje za darmo, ale najwyraźniej klauzula obejmuje i taki przypadek, bo jak poinformowało Ministerstwo Obrony w Berlinie, Polska zwróciła się do rządu niemieckiego o zgodę na dostawę radzieckich myśliwców z NRD na Ukrainę.

Wcześniej taka sytuacja miała miejsce z czołgami Leopard 2, również kupionymi przez Polskę od Niemców, ale wówczas o sprawie było głośno i procedura trwała bardzo długo. Tym razem w Polsce o komiczności uzyskania zgody od Berlina nikt nie mówi, kwestie formalne załatwiane są po cichu i może dlatego niemiecka prasa pisze, że rząd RFN obiecuje szybko rozpatrzyć wniosek Polski. Nie wiadomo ile jeszcze sprzętu z demobilu kupiliśmy od Niemców i ile zamierzamy za darmo oddać Ukrainie, pewne natomiast jest to, że ani wpływów do budżetu, ani poziomu bezpieczeństwa tymi gestami solidarności nie podnosimy.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!