Foto: Wojtek Jakubowski / KFP

Michał Tusk urodził się w 1982 r. i zaledwie po 15 latach, w 1997 roku, dostał się do II Liceum Ogólnokształcącego w Sopocie. W 2001 roku rozpoczął studia w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Gdańskiego, ale ukończył je dopiero w 2008 roku obroną pracy magisterskiej pod tytułem: “Dysfunkcje w przekazywaniu ról płciowych w rodzinach i jej skutki społeczne”. Krótkie naukowe CV Michała Tuska, prywatnie syna Donalda Tuska, wskazuje na dość wąską specjalizację, która nie ma nic wspólnego z niezwykłą karierą zawodową.

Pierwszą pracę Michał Tusk dostał w 2005 roku, gdy był jeszcze na studiach. Zatrudniła go „Gazeta Wyborcza”, nie wiadomo jednak, czy wygrał jakiś konkurs na najbardziej obiecującego dziennikarza, czy też zadziałała magia nazwiska. Dalej było tylko ciekawiej, żeby nie powiedzieć skandalicznie. Gdy Donald Tusk został premierem, Michał Tusk łączył pasję dziennikarską ze statusem wybitnego eksperta od kolei, który na koszt państwowej spółki PKP poleciał do Chin. Z tego wyjazdu tłumaczył się on sam, jego ojciec i gazeta:

Informujemy, że Michał Tusk był w Chinach nie jako syn premiera, lecz dziennikarz Gazety Wyborczej: ekspert od dróg, komunikacji miejskiej i kolei. Pojechał tam na zaproszenie PKP na kongres kolei dużych prędkości, za wiedzą i zgodą redakcji. 

Wyjazd miał miejsce w 2010 roku, ale już dwa lata później, w kwietniu 2012 roku u Michała Tuska ujawnił się nowy talent i całkiem świeża specjalizacja, dzięki czemu znalazł zatrudnienie na lotnisku im. Lecha Wałęsy w Gdańsku. W tym przypadku wiadomo, że żadnego konkursu nie było, bo dyrekcja lotniska stawała na głowie, żeby tak wybitnego fachowca pozyskać:

To my ubiegaliśmy się o Michała Tuska, bo cenimy sobie jego doświadczenie w branży transportowej i to, że jest on synem premiera nie miało tutaj znaczenia – wyjaśnił rzecznik lotniska Michał Dargacz.

Zatrudnienie w państwowej firmie według innych wybitnych znawców oraz kontrolerów, nie stało w konflikcie interesów z zatrudnieniem w prywatnej firmie lotniczej OLT Expres należącej do oszusta recydywisty Marcina Plichty, tego samego, który był też właścicielem niesławnego Amber Gold. O firmie Ameber Gold słyszał chyba każdy Polak, bo była to jedna z głośniejszych afer w historii III RP, ale Donald Tusk w 2018 roku przed komisją śledczą zeznawał tak, jakby o niczym nie miał pojęcia:

Uznałem, że praca na lotnisku nie jest problem, ale myślałem, że to praca mało rozwojowa. O tym, że to praca na umowę-zlecenie, dowiedziałem się z prasy. Z racji tego, że byłem premierem, mało się widywaliśmy z synem, poza tym pilnuję, żeby nie rozmawiano w domu o polityce.

Jest to tyle dziwnie, że Michał Tusk, przed tą samą komisją, nazwał sprawy po imieniu i w ogóle się nie ograniczał w dobitnym podkreśleniu, czym był Amber Gold i kto o tym wiedział:

Obaj z ojcem wiedzieliśmy, że Amber Gold, mówiąc kolokwialnie, to lipa.

Kolejna lipa miała miejsce w 2021 roku, gdy Michał Tusk znalazł zatrudnienie jako główny specjalista ds. inwestycji w Zarządzie Transportu Miejskiego w Gdańsku, chociaż sam jest właścicielem firmy transportowej GDNExpress. Jak się tam dostał? Uczciwie! Wygrał konkurs i tak się szczęśliwie złożyło, że był jedynym kandydatem, który w konkursie wystartował. Tym sposobem młody Tusk uzupełnił pakiet specjalizacji, dodając do kolejowej i lotniczej specjalizację samochodową, natomiast Donald Tusk wyraził największe oburzenie, gdy został zapytany o nepotyzm, z uwagi na fakt, że w Gdańsku od zawsze rządzi Platforma Obywatelska:

Mój syn z wyższym wykształceniem, 20 lat zajmujący się transportem w Gdańsku, jest urzędnikiem i zarabia netto poniżej 3 tys. zł miesięcznie. Chce pan to nazwać nepotyzmem? Czy myśli pan, że te łajdactwa można przykryć takimi technikami dziennikarskimi? Proszę zrobić uczciwy materiał dziennikarski o tym, ile zarabia, jak wyglądał egzamin, czy była konkurencja – odpowiadał Donald Tusk na pytanie dziennikarza TVP.

Jeśli chodzi o najnowszą pracę Michała Tuska, w departamencie infrastruktury Urzędu Marszałkowskiego Województwa Pomorskiego, oczywiście na stanowisku specjalisty i to tym razem głównego specjalisty, to ojciec Donald jeszcze nie zdążył się wypowiedzieć. W ciemno jednak można założyć, że albo nic nie wiedział o zatrudnieniu albo żadnego nepotyzmu nie było. Po prostu, niektóre dzieci są wybitnymi specjalistami i do tego mają szczęście w konkursach.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!