Istnieją tacy politycy, którzy na stałe mają przyklejone do swojej postaci jakieś charakterystyczne zdanie albo gadżet. Istnieją też politycy z wieloma gadżetami i słowami, jakie się kojarzą z ich polityczną działalnością i tutaj niedościgłym kolekcjonerem jest Lech „Bolesław” Wałęsa. Przypadek Tomasza Siemoniaka jest znacznie prostszy i skromniejszy, potencjał jego możliwości intelektualnych i poznawczych na zawsze będzie symbolizować lampka skierowana prosto w oczy, którą były minister MON pomylił z mikrofonem.
W marcu 2015 roku na dorocznej odprawie kierowniczej kadry MON i Sił Zbrojnych, na której gościli między innymi: prezydent Bronisław Komorowski i ówczesna federalna minister obrony Niemiec Ursula von der Leyen, Tomasz Siemoniak pomylił lampkę z mikrofonem i tak mu już zostało. Ktoś powie, że takie rzeczy zdarzają się najlepszym, ale raczej będzie to wypowiedź członków rodziny pana Tomasza albo z grona najwierniejszych wyborców.
Owszem, na pierwszym etapie zapoznawania się z urządzeniem, faktycznie przypominającym mikrofon, można się było pomylić. Trudno natomiast zrozumieć kolejne etapy, wszak w drugim kroku Siemoniak przynajmniej na poziomie zmysłów musiał odczuć, że coś go razi w oczy. Najwyraźniej odczytał ten dyskomfort jako najnowszą formę fonicznej technologii i w trzecim etapie wydukał całe przemówienie z kartki, świecąc sobie w oczy zamiast na kartkę.
Za każdym razem, gdy Tomasz Siemoniak wypowiada się na jakiś temat i niespecjalnie mądrze ta wypowiedź brzmi, krytycy przypominają mu wystąpienie z lampką. Czy słusznie? Wydaje się, że bardzo słusznie, bo percepcja byłego ministra raczej się ciągle zwija niż rozwija, czego najlepszym przykładem jest burza, jaką wywołał swoją oceną dotyczącą liczebności armii:
Optymalnym wariantem jest 150-tysięczna armia zawodowa, 30-40 tys. obrony terytorialnej, 20-30 tys. dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej i zbudowanie kilkusettysięcznej rezerwy. Nie ma potencjału demograficznego na 300-tysięczną armię – powiedział Tomasz Siemoniak w rozmowie z Piotrem Salakiem w RMF FM.
Z pewnością znajadą się tacy obywatele RP, szczególnie w redakcjach „Gazety Wyborczej” i TVN, którzy przyznają rację Siemoniakowi, argumentując to rezygnacją z wielkomocarstwowych planów, na co nas nie stać. Zupełnie inne zdanie na ten temat ma ciągle aktualny minister MON Mariusz Błaszczak:
Zaczyna się. W tej chwili Wojsko Polskie liczy 187 tys. żołnierzy. Słowa Tomasza Siemoniaka oznaczają więc zwolnienia w Siłach Zbrojnych RP, likwidację jednostek i zmniejszenie bezpieczeństwa Polski. https://t.co/tz3LjZksic
— Mariusz Błaszczak (@mblaszczak) October 20, 2023
O tym jak ma wyglądać polska armia można dyskutować bez końca i zawsze się znajdą kontrargumenty na argumenty, ale dwie okoliczności w trakcie tej debaty warto wziąć pod uwagę. Przy naszej wschodniej granicy trwa konflikt zbrojny, którego nie przewidział żaden strateg w Polsce i wielu innych krajach. Jest to jedna z wielu przyczyn, dla których warto posiadać dużą i sprawną armię i dobrze by było, żeby tych parametrów nie ustalał jegomość, który sam siebie oślepia i przez to g*wno widzi i tyle samo wie.
Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!
Oświecony Siemoniak wraz z mu podobnymi oświeconymi znowu zasiądzie w rządzie i rządzić będzie wraz z klakierami o IQ34 pod wodzą rudego z IQ35. Jedno wiem na pewno, w moim mieście, na, nawet w powiecie nie wyremontują żadnej drogi…bo stara dobra mantra piniędzy nie ma i nie będzie – bardzo szybko wróci na usta pajaców z PO. Ciekawe, którą plagą w kolejności jest powrót jołopow do władzy i komu na tym zależało?