Politolodzy i inni eksperci ciągle analizują, co pozwoliło opozycji uzyskać większość w Sejmie i wielu z nich wskazuje na głosy młodych. Jest to prawdopodobne, głownie dlatego, że młodzi byli dziećmi, gdy po raz pierwszy rządził Donald Tusk, a podpowiadał mu Igor Ostachowicz. Starsi wyborcy dla odmiany doskonale pamiętają tamte czasy i charakterystyczny „styl” rządzenia polegający na nieustannej PR-owej grze. Przykładów tego, jak Donald Tusk ściemniał, mówiąc językiem młodzieżowym, nie dałoby się pomieścić na serwerach rządowych, ale jeden bez problemów można przypomnieć, aby lepiej zrozumieć na czym polega teatr polityczny w wykonaniu lidera KO.
Jest 28 sierpnia 2009 roku i w tym dniu, podobnie jak od wielu miesięcy, Donald Tusk kolejny raz zapewnia, że stocznie w Gdyni i Szczecinie zostaną uratowane, ponieważ jego rząd znalazł katarskiego inwestora:
Ze strony partnera katarskiego zainteresowanie jest na tyle intensywne, że ciągle trwają rozmowy nad możliwością finalnego zakupu składowych stoczni w Gdyni i Szczecinie – ze względu na bardzo realną szansę strategicznej współpracy inwestycyjnej miedzy Polską a Katarem. Gdyby nie było tego kontekstu, to niewykluczone, że zainteresowanie polskimi stoczniami w przypadku Kataru byłoby takie jak innych potencjalnych partnerów, czyli żadne.
Inwestor z Kataru nigdy się nie pojawił, co więcej po latach okazało się, że taki inwestor w prawdopodobnie w ogóle nie istniał, przynajmniej tyle wiemy z „taśm Sowy” i rozmów Ministra Skarbu Państwa Aleksandra Grada oraz jego zastępcy Wojciech Dąbrowskiego, który tak określał inwestora:
…wziąłem te papiery i siedzieliśmy tutaj nad tymi właścicielami, tak naprawdę to jest tak zagmatwana sprawa, że do tego nijak nie można dojść, bo nie ma w tych wszystkich rejestrach uwidocznionych właścicieli, jest uwidoczniony tylko reprezentant.
Z kolei w raporcie CBA dotyczącym tej sprawy znalazł się następujący fragment:
Tak usilne wspieranie inwestora pod nazwą Stichting Particulier Fonds Greenrights budzi tym większe zaniepokojenie, że jak się okazało, przedstawiciele Rządu i ARP mieli niemal zerową wiedzę na temat podmiotu, na którego rzecz działali Fragment raportu CBA opublikowany przez “Wprost”
Upadek polskich stoczni przypadł w okresie kampanii wyborczej, 7 czerwca 2009 roku odbyły się wybory do Parlamentu Europejskiego i stąd taka determinacja ekipy Donalda Tuska w zakłamywaniu rzeczywistości. Ostatecznie stocznie upadły natomiast minister Aleksander Grad trzy lata później dostał awans i została mu powierzona misja budowania elektrowni jądrowych. Po 10 latach od tej misji nie mamy w Polsce nawet jednej cegły na placu budowy im. Aleksandra Grada.
Historia lubi się powtarzać, podobnie jak Donald Tusk, który znów opowiada baśnie o 24-godzninnym załatwianiu środków z KPO, co najpierw zamieniło się w przenośnię, później skorygowano tę żałosną wymówkę i pojawiło się nowe otwarcie. W przyszłym tygodniu Donald Tusk ma jechać do Brukseli, żeby załatwić, to co obiecał, tak zapewniają prominentni politycy KO Borys Budka i Jan Grabiec. Ile w tym jest prawdy? Tyle co w katarskiej inwestycji! Owszem Tusk jedzie do Brukseli, ale na szczyt Europejskiej Partii Ludowej. Pewnie będzie tam to okazja do nieformalnych rozmów w sprawie Krajowego Planu Odbudowy, ale na pewno niczego podczas tej wizyty nie załatwi.
Stanowisko Komisji Europejskiej jest jasne, Polska najpierw musi wypełnić tak zwane „kamienie milowe”, co w praktyce oznacza konieczność przeprowadzenia reform i zmiany konkretnych ustaw dotyczących systemu dyscyplinarnego wobec sędziów oraz struktury Sądu Najwyższego. Gdyby nawet nowy rząd takie projekty ustaw miał i je przegłosował, to i tak z pewnością nie podpisze ich Andrzej Duda i ten ostatni fakt prawdopodobnie będzie propagandowym alibi Tuska. Za chwilę staniemy się słuchaczami PR-owej bajeczki o tym, że Donald Tusk chce, ale prezydent blokuje. O tym, że to miało być załatwione urokiem osobistym i autorytetem „Króla Europy” nie wspomni już nikt, w każdym razie nikt z KO.
Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!