Foto: Fotorzepa, Rafał Guz

Przenieśmy się na chwilę do czasów pierwszego rządu PiS oraz koalicjantów z Samoobrony i Ligi Polskich Rodzin. Po nieudanych rozmowach z Platformą Obywatelską, która celowo wpychała PiS w koalicję z „oszołomami”, rozpoczęły się negocjacje Jarosława Kaczyńskiego z Romanem Giertychem i śp. Andrzejem Lepperem. Obojętnie, jakie magiczne zaklęcia wypowiadają politycy i zazwyczaj jest to dobro ojczyzny wraz pomyślnością obywateli, takie polityczne dialogi zawsze się rozbijają o stanowiska.

Tak też było w roku 2006, gdy powstawało Ministerstwa Gospodarki Morskiej, a na jego czele stanął członek Młodzieży Wszechpolskiej i LPR, minister Rafał Sylwester Wiechecki. Ministerstwo powstało specjalnie dla pana Sylwestra lub jak kto woli dla Ligi Polskich rodzin, której szefem był Roman Giertych i ostro walczył o teki dla swoich ludzi. Nie był to pierwszy raz, gdy świeżo powstały rząd z przyczyn czysto politycznych powoływał zupełnie dziewiczy resort. Jednak tym razem żywot tej instytucji był wyjątkowo krótki, bo po półtora roku Ministerstwa Gospodarki Morskiej zostało zlikwidowane wraz z nadejściem nowej władzy.

Rok 2023 jest nieco podobny do historycznych lat 2006-2007, przynajmniej jeśli chodzi o rozmowy koalicyjne. Przy stole również zasiadły trzy partie, z czego jedna ma wyraźną przewagę w mandatach, ale te dwie mniejsze łatwo skóry nie chcą sprzedać. Do mediów regularnie przeciekają zakulisowe przepychanki i wszystko wskazuje na to, że jednym z kluczowych stanowisk, którego nikt nie chce odpuścić, jest Marszałek Sejmu. Pierwszy do konkursu zgłosił się Szymon Hołownia i z otwartą przyłbicą oświadczył, że widzi się na fotelu marszałka, chociaż nie spędził ani jednej minuty na krześle poselskim.

W ciągu prawie trzech tygodni obserwowaliśmy kilka zwrotów akcji, na początku koalicjanci mieli się zgodzić z ambicjami Hołowni, potem swoje ambicje zgłosił Włodzimierz Czarzasty, co z kolei zachęciło Borysa Budkę, aby też nie odstawiać nogi. Wówczas miał się odezwać król Salomon, na jakiego przyszłą koalicję stać i zaproponował, aby marszałek był rotacyjny. Co miał na myśli Donald Tusk, bo rzecz jasna o tego Salomona chodzi? Jak sama nazwa wskazuje, Tusk chce z drugiej osoby w państwie zrobić ministra w jednorocznym Ministerstwie Gospodarki Morskiej. Politycy przyciskani przez dziennikarzu w różny sposób odnoszą się do tego, było nie było, kuriozum, ale z pewnością wyróżnia się jeden komentarz:

Myślę, że pretendentów do tej funkcji jest bardzo wielu. Pierwsza informacja, która była między ugrupowaniami koalicyjnymi, była następująca: Szymon Hołownia powinien zostać marszałkiem Sejmu i wiem, że ta kandydatura nie jest wycofana. (…) Mnie jest trudno sobie wyobrazić, żeby funkcja rotacyjna dotyczyła marszałka, premiera, ministrów. Pamiętam, jak cztery lata temu w naszym klubie była rozmowa o tym, czy funkcja wicemarszałka Sejmu ma być rotacyjna, wtedy mój kolega Piotr Zgorzelski powiedział, że rotacyjna to jest kosiarka, a nie takie poważne państwowe funkcje – powiedział w rozmowie z RMF FM wiceprezes PSL Dariusz Klimczak.

Ciężko w tej chwili powiedzieć, jak ostatecznie sfinalizują się rozmowy pomiędzy koalicjantami i kto będzie kim, wyraźnie jednak widać, że Szymon Hołownia nie chce zostać szefem Ministerstwa Gospodarki Morskiej. Autorskie oświadczenie Hołowni poparte przez koalicjanta, to nic innego jak element strategii, przedstawiciele „Trzeciej drogi” pamiętać jednak muszą, że rozmawiają z Donaldem Tuskiem, dla którego liczy się Polska, a nie stołki. Dobitnie świadczy o tym fakt, że lider KO nie miał pojęcia o tym, że jego syn został zatrudniony przez oszusta recydywistę i założyciela Amber Gold. Jeśli Szymon Hołownia przelicytuje, to nawet na rok nie dostanie fotela Marszałka Sejmu i pozostanie mu zapłakać nad utraconym stanowiskiem, jak kiedyś płakał nad konstytucją.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!