Foto: MARTIN MEISSNER / AP

Jeden z głośniejszych skandali w Niemczech, paradoksalnie polegał na przemilczeniu skandalu. W sylwestrową noc 2015 roku doszło do masowych ataków na niemieckie kobiety, najwięcej aktów przemocy, bo ponad 120, miało miejsce na dworcu w Kolonii. Głównie chodziło o molestowania i kradzieże, ale jedna kobieta zgłosiła też gwałt. Identycznych przestępstw dopuścili się afrykańscy i azjatyccy „uchodźcy” w Hamburgu, jednak tam ofiar było znacznie mniej.

Niemiecka opinia publiczna dowiedziała się o tych bulwersujących faktach dopiero po kilku dniach, ponieważ na główne niemieckie media, w tym państwowe, została nałożona cenzura. Również służby, szczególnie policja, udawały, że nic się nie stało. Dopiero gdy zrobiło się głośno w mediach zagranicznych i przede wszystkim w „niemieckim” Internecie, telewizja publiczna ZDF przeprosiła za brak informacji. Wszystko to było spowodowane fatalną polityką Angeli Merkel, do czego jej rodzima partia przyznała się po latach i na naprawienie błędów w znacznej mierze było już za późno.

Cenzurowanie mediów i zachowanie policji, to bezpośrednia konsekwencja siłowego wmawiania społeczeństwu niemieckiemu, że „uchodźcy” nie stanowią żadnego zagrożenia, za to ich kwalifikacje (inżynierowie, lekarze, inni fachowcy), podniosą wartość gospodarki. Z tych naiwności nie pozostał nawet ślad, Niemcy całkowicie zmienili swój stosunek do „uchodźców”, a za społeczeństwem poszły media i o dziwo politycy. Skutkiem tej odmiany są oficjalne komunikaty odsłaniające skalę patologii w środowiskach imigranckich.

Aktualnie statystyki niemieckiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych pokazują, że Saksonia-Anhalt i Szlezwik-Holsztyn należą do landów, w których udział cudzoziemców w ogólnej grupie przestępców wzrósł aż trzykrotnie. Podobnie wygląda to w Bawarii, gdzie notuje się 2,3 razy więcej przestępstw z udziałem obcokrajowców w relacji do ubiegłego roku.

Dane statystyczne jasno pokazują, że niekontrolowana imigracja negatywnie wpływa na sytuację w zakresie bezpieczeństwa – powiedział bawarski minister spraw wewnętrznych Joachim Herrmann.

W niemal identycznym tonie wypowiada się Minister Spraw Wewnętrznych Nadrenii Północnej-Westfalii, Herbert Reul.

Musimy otwarcie rozmawiać o przestępczości cudzoziemców. Wolę nazywać rzeczy po imieniu, niż ignorować problemy.

Kierowane przez Reula ministerstwo podało, że w zeszłym roku policja w Nadrenii Północnej-Westfalii prowadziła 484 462 dochodzeń, a wśród podejrzanych 34,9 procent nie posiadało niemieckiego obywatelstwa. Jeszcze gorzej to wygląda, gdy się porówna wskaźnik udziału cudzoziemców w populacji landu, który wynosi 15,6 procent. Charakterystyczny jest też udział cudzoziemców w konkretnych przestępstwach:  kieszonkowcy 80,1 procent, kradzieże w sklepach 47,3 procent, rozboje 45,7 procent, przestępstwa z zagrożeniem życia 41,6 procent.

Pierwsze poważne sygnały dotyczące skutków beztroskiej polityki Angeli Merkel płynęły z Węgier i Polski, ale wówczas i zresztą do dziś Niemcy wraz z UE wolały skupiać się na emisji CO2, czy rzekomym braku praworządności w tych krajach. Refleksja w końcu do Niemców dotarła, ale wielu szkód cofnąć się nie da i jak na razie nie widać też determinacji, aby te patologiczne procesy bezwzględnie wyrugować.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!