Foto: Screen TVP Info

Czas szukania winnych wyborczego sukcesu, jak to określił Jarosław Kaczyński i co wielokrotnie powtórzyły „niepokorne” media, dopiero się zaczął i zapewne długo potrwa. W poważanej polityce istnieją jednak pewne reguły, których się przestrzega, żeby nie ośmieszyć nie tylko siebie, ale i całego środowiska. Jedną z nich jest trzymanie języka za zębami, szczególnie w sprawach związanych z polityczną kuchnią.

Tymczasem polityk PiS Bartłomiej Wróblewski i obrotowy „niepokorny” Wybranowski, postanowili wylać na siebie pomyje z politycznej kuchni, ku uciesze „wolnych mediów” i „demokratycznej opozycji”. Panowie na portalu X ucięli sobie pogawędkę, która przeszła w wyliczankę, kto jest winny sukcesu i kto kogo wykańczał. Zaczęło się niewinnie od diagnozy Wróblewskiego lub raczej diagnozy milionów wyborców PIS poniewieranych przez władzę PiS:

Dzień po wyborach szef sztabu PiS, Joachim Brudziński wypowiedział niemal identyczne słowa, szkoda tylko, że zrobił to zdecydowanie za późno. Wybranowski jako czołowy „niepokorny” myśliwy, polujący na „szurów” i „antyszczepionkowców”, poczuł się wywołany do tablicy i przerzucił odpowiedzialność na wniosek do TK, który zaowocował wyrokiem w sprawie ustawy aborcyjnej, co z kolei doprowadziło do olbrzymiego wzburzenia, nie tylko centrolewicowej części społeczeństwa.

Dalsza część dyskusji nie bardzo się nadaje do cytowania, ale jedno trzeba przyznać „prawemu” politykowi, że nie przeniósł tej scysji do „wolnych mediów”, czego Wybranowski sobie nie odmówił. Na portalu Onet.p, pan redaktor wypłakał się swoim kolegom po fachu, w jaki sposób był szykanowany i ostatecznie pozbawiony stanowiska przez posła Wróblewskiego:

Latem 2021 r., miesiąc po moim przyjściu, spotkałem się na piwie z posłem Wróblewskim. Znaliśmy się wcześniej, wtedy jeszcze mieliśmy dobre relacje. On zadał wtedy zaskakujące pytanie: kogo gazeta będzie wspierać w walce o władzę w poznańskim PiS – jego czy posła Szymona Szynkowskiego vel Sęka. Odpowiedziałem, że nikogo, bo to nie nasza rola. Poczuł się urażony, wkrótce zaczęły się jego donosy na mnie do moich przełożonych w Warszawie. On chciał być nadredaktorem, im bliżej było niedawnych wyborów, tym stosował coraz ostrzejsze naciski.

W przeszłości, jak jeszcze pracowałem w “Głosie”, sugerował, że nie podoba mu się, że nadal pracuje tam wicenaczelny Leszek Waligóra, miał go za ostoję lewactwa, dawnych rzekomych układów. Krytykował też wyjazd naszych dziennikarek na koncert do Jarocina, nie podobało mu się, gdy jedna z nich napisała potem na Twitterze, że młodzież krzyczała w Jarocinie “je*** PiS”. Oczekiwał, że będziemy relacjonować partyjne imprezy, pisać, że on na nich był i co niby załatwił, mieliśmy także wychwalać niektórych innych polityków obozu władzy.

Najśmieszniejsze w tym sporze „niepokornego” i „prawego” jest to, że obaj mają rację, ale tylko w połowie, bo PiS stracił władzę zarówno z powodu absurdalnej polityki „kowidowej”, jak i bezsensownego naruszania kompromisowej ustawy aborcyjnej. Na połowicznej racji zazwyczaj nie wychodzi się dobrze, o ile Bartłomiej Wróblewski wywalczył mandat poselski i w robocie się utrzymał, o tyle Wybranowski najwyraźniej szuka nowej pracy i jest mu obojętne w jakiej redakcji znajdzie zatrudnienie, a ma w tym bogate doświadczenie. Wojciech Wybranowski pracował już we wszystkich możliwych układach politycznych od Hajdarowicza, przez Sakiewicza, po Ojca Tadeusza Rydzyka, to i z Bartoszem Węglarczykiem się dogada, chociaż na razie tylko sobie pogadał z podwładnym.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!