Foto: Fot. Riccardo Pareggiani

Gdy tylko pojawiły się pierwsze plotki, że portal Twitter ma przejąć ekscentryczny biznesmen Elon Musk, w Internecie rozgorzała dyskusja na temat nowych zasad funkcjonowania portalu. Osią tej dyskusji była wolność słowa, a symbolem przywrócenie konta Donalda Trumpa, które była administracja Twittera zawiesiła pod presją polityczną. W czasach „starej administracji” cenzury nawet nie ukrywano i poprzedni właściciele chętnie nawiązywali współpracę z dużymi politycznymi podmiotami, jak na przykład Unia Europejska.

W ramach takiego porozumienia Twitter wyraził wolę walki z dezinformacją, na warunkach zaproponowanych przez wspomnianą UE. Sprawy zaszły tak daleko, że doszło do podpisania umowy, ale po zmianie właściciela portalu wszystko poszło nowym torem. Odkąd Elon Musk rządzi platformą, użytkownicy mają dużo więcej do powiedzenia, zwłaszcza ci, którzy pozwalają Muskowi dodatkowo zarabiać. Wprowadzenie płatnych kont autoryzowanych wywołało burzę, jednak to właśnie ta zmiana była korzystna nie tylko dla subskrybentów portalu, ale dla pozostałych Użytkowników. Płacisz to też wymagasz i jednym z tych wymogów jest prawo do pisania tego, co naprawdę uważasz, a nie tego na co pozwala poprawność polityczna.

Z drugiej strony cenzurowanie zdecydowanej większości użytkowników korzystających z portalu za darmo byłoby biznesowym szaleństwem i Musk oczywiście w ten sposób do sprawy nie podchodzi. W efekcie wszyscy korzystają z dużo większej wolności słowa na Twitterze i można wiele zarzucić Muskowi, ale na pewno pod jego rządami Twitter jest zdecydowanie bardziej przyjazny dla użytkownika.

Najlepszym dowodem na to, że wolność słowa rzeczywiście stałą się podstawą funkcjonowania portalu są pretensje zgłaszane przez tych, którzy domagają się powrotu do starych zasad, czyli do cenzury. Pierwsi w tym szeregu ustawili się przedstawiciele Unii Europejskiej, którzy zarzucili Muskowi łamanie podpisanej umowy. Uczyniła to między innymi dobrze znana w Polsce Vera Jourova, była czechosłowacka komunistka, a obecnie liberalna demokratka i Wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej, która wyraziła się w taki oto sposób:

Byliśmy już rozczarowani danymi, które dostarczyli w styczniu (dotyczącymi zwolnień cenzorów – przyp. red) i oczywiście obserwujemy też, co robią z pozostawionymi aktywami (osobowymi)

Porównałabym sytuację z jazdą po autostradzie. Jedziesz autostradą i przekraczasz (dozwoloną) prędkość, dostajesz karę i pewnego dnia możesz zostać pozbawiony prawa jazdy.

Wciąż jest miejsce na dialog. I naprawdę chciałabym wyjaśnić panu Muskowi naszą filozofię, że jesteśmy obrońcami wolności słowa, obrońcami swobody wyrażania poglądów słowa… Ale wolność słowa w UE nie jest nieograniczona.

Jourova niemal wprost zagroziła zamknięciem portalu i to nie jedyna taka groźba. Przed Jourovą wypowiadał się komisarz UE ds. przemysłu, Thierry Breton, który wczoraj powtórzył swoje obawy, niezadowolenie i pogróżki pod adresem administracji Twittera:

Twitter opuszcza dobrowolny unijny kodeks postępowania przeciwko dezinformacji. Ale zobowiązania pozostają. Możesz uciekać, ale nie możesz się ukryć. Poza dobrowolnymi zobowiązaniami zwalczanie dezinformacji będzie od 25 sierpnia obowiązkiem prawnym na mocy #DSA . Nasze zespoły będą gotowe do egzekwowania. 

Dotąd Elon Musk skutecznie opierał się rozmaitym naciskom i można było odnieść wrażenie, że dobrze się przy tym bawił, ale komisarze unijni coraz częściej się odgrażają, że wzorem chińskich władz komunistycznych, wyłączą Twittera w krajach członkowskich. Pożyjemy zobaczymy!

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!

1 KOMENTARZ