Foto: PAP/Leszek Szymański

W piątek odbyło się głosowanie w Sejmie, na które przybył były premier Polski i „prezydent” Europy Donald Tusk. Jego obecność nie była wcześniej ogłoszona, to miał być manewr oskrzydlający, ale z manewru wyszło to, co zawsze. Jedna część Sali krzyczała: „Donald, Donald”, druga część: „Precz z komuną”. Samo głosowanie poprzedziły występy partyjnych wodzirejów, którzy wygłosili standardowe formułki i nie zabrakło odwołań do czasów minionych, jednak tym razem bardziej o komunizm, niż faszyzm chodziło. Ostatecznie głosowanie wygrała „Zjednoczona Prawica”, co było przesądzone już dawno.

Co sprawiło, że w Sejmie pojawił się Donald Tusk i razem z nim rytualne emocje? Porządek obrad miał na to wpływ, konkretnie chodziło o głosowanie nad powołaniem Państwowej Komisji ds. badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne RP w latach 2007-2022. Zakres dat teoretycznie obejmuje rządy Donalda Tuska i „Zjednoczonej Prawicy”, ale nikt nie ma większych wątpliwości, że to Tusk jest celem. Lider PO robi dobrą minę do złej gry i nawet się odgraża, że ta komisja to dla niego dary niebios, jednak z drugiej strony politycy PO desperacko naciskają na prezydenta Andrzeja Dudę, aby ustawy nie podpisywał. Gra polityczna wokół komisji rozgorzała na dobre i jeśli nie przerwie jej prezydent, to Tusk i tak może spać spokojnie.

Paweł Szrot z Kancelarii Prezydenta w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim stwierdził, że sporządzenie pierwszego raportu z działań komisji w dniu 17 września, jak to zapowiadali niektórzy politycy PiS, jest całkowicie nierealne. Trudno nie przyznać Szrotowi racji i wystarczy spojrzeć w kalendarza, aby zrozumieć, że termin raportu to rzeczywiście fikcja. Wprawdzie decyzja prezydenta ma zapaść szybko i jeśli nawet będzie to podpisanie ustawy, to przepisy wejdą w życie za dwa tygodnie, czyli w połowie czerwca. Ostatnie posiedzenie Sejmu w czerwcu będzie miało miejsce 16. W następnym miesiącu odbędą się trzy posiedzenia: 6-7, 11-13 i 28 lipca. Innych posiedzeń Sejm w terminarzu nie ma.

O ile taki polityczny spektakl w ogóle ma sens, to nie ma najmniejszego sensu w okresie urlopowym, w którym Polacy będą się relaksować, a nie stresować pojedynkami polityków. Wybory prawdopodobnie odbędę się 15 października, stąd też „pokerowe” zagrywki PiS o wydaniu raportu 17 września, co miałoby w domyśle uniemożliwić start w wyborach Donaldowi Tuskowi. Na jakiej podstawie? Na takiej, że ustawa przewiduje pozbawienie praw publicznych tym politykom, którzy ulegli wpływom rosyjskim. Tyle tylko, że ostatecznie o pozbawieniu praw publicznych zdecyduje sąd, a nie sama komisja, co daje Tuskowi pełną gwarancję startu w wyborach. Mało prawdopodobne jest też to, żeby przed wyborami PiS odważył się na takie posunięcie, które może przynieść dokładnie odwrotny efekt jak to miało miejsce w przypadku posłanki Sawickiej i prezydent Łodzi Hanny Zdanowskiej.

Biorąc to wszystko pod uwagę, widać gołym okiem, że tu chodzi o gonienie króliczka, nie o blokowanie Tuskowi możliwości startu, bo to byłoby niemal politycznym samobójstwem. Komisja ma straszyć i rozpraszać Tuska, dodatkowo przyklejać mu metę „ruskiego agenta”, ale i tutaj szanse powodzenia są bardzo nikłe. Po pierwsze Donald Tusk jest zaprawiony w bojach i bez strat przeszedł przez komisję Amber Gold, chociaż w tej akurat aferze miał sporo na sumieniu. Po drugie w Polsce większą sympatią darzy się ściganego, niż ścigających. Tusk nie wzbudza sympatii wielu Polaków, niemniej jednak, wielu może uznać granie komisją, za grę faul, a tego wyborcy nie tolerują.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!