Foto: Screen spot PiS

Dzieje się coraz więcej i tempo wzrasta, takie są prawa i uroki kampanii wyborczych. Sztaby partyjne prześcigają się w pomysłach, które mają przekonać wyborców, ale najczęściej są to odgrzewane kotlety. Po weekendowej serii obietnic, a te sypały się nawet setkami, politycy wrócili do codzienności, czyli konferencji prasowych i spotów. Partie opozycyjne od rana alarmują, że żona premiera Morawieckiego kupiła działki nad morzem warte około 3 milionów złotych, przynajmniej tak twierdzi GW. Partia rządząca w tej sprawie niespecjalnie chce się wypowiadać, za to prawie wszyscy wypowiadają się na temat najnowszego spotu PiS.

Co tam się działo?! Takim pytaniem z wykrzyknikiem dziennikarze sportowi zazwyczaj podsumowują sensacyjne rozstrzygnięcie na boiskach, parkietach i bieżniach. W spocie PiS też się sporo dzieje, chociaż o rywalizacji nie ma mowy. Na krótkim filmiku widzimy wyłącznie „zaoranie Tuska i Niemiec”, co na pierwszy rzut oka trąca starym schematem i tak rzeczywiście jest, ale jak się dobrze przyjrzeć, to parę smaczków się znajdzie.


I jak? Na co Szanowni Widzowie zwróciliście uwagę? Brawo! Tak, kot robi robotę, kto wie ten wie, kto nie wie ten musi sięgnąć do Internetu i się dowiedzieć, dlaczego kot w życiu prezesa Kaczyńskiego, również w politycznym życiu, odgrywa niebagatelną rolę. Umówmy się jednak, że kot to nie był trudny do wyłapania smaczek, czy nawet bohater drugiego planu. Koneserzy kina akcji na pewno zwrócili uwagę na kamienną twarz Jarosława Kaczyńskiego, gdy odbierał telefon od niemieckiego ambasadora, ta scena od strony aktorskiej wypadała naprawdę profesjonalnie. Czyżby prezes PiS ujawnił wyborcom swój nowy talent?

Niekoniecznie nowy, wręcz bardzo stary, bo aż z 1962 roku! Dokładnie w tym roku Jarosław Kaczyński razem z bratem Lechem zadebiutował w pełnometrażowym filmie „O dwóch takich, co ukradli księżyc” i nie była to mała rólka, tylko rola jednego z dwóch głównych bohaterów. Marek Kondrat, który w tamtym czasie grał w „Historii żółtej ciżemki”, po latach wspominał, że mali bracia Kaczyńscy sprawiali ekipie filmowej wiele problemów i w żaden sposób nie chcieli się poddać dyscyplinie planu filmowego:

Byli żywiołem nie do opanowania, problemem edukacyjnym dla wszystkich, bo, żeby zrobili coś na gwizdek, trzeba ich było najpierw spacyfikować – Marek Kondrat w wywiadzie dla “Dużego Formatu”.

Przy takim doświadczeniu aktorskim i niepokornej duszy artystycznej, odegranie epizodu w spocie nie stanowiło do prezesa PiS żadnego wyzwania, szkoda tylko, że całkiem niezły scenariusz trochę popsuł nie najlepszy dialog. Znacznie więcej polskich widzów byłoby zachwyconych rolą i postawą Jarosława Kaczyńskiego, gdy ta dotyczyła na przykład „Fit for 55”.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!