Foto: www.echodnia.eu

Mało jest rzeczy tak mało wiarygodnych i jednocześnie zabawnych jak ideowe deklaracje polityków. W Polsce nie da się zliczyć politycznych obrotów o 180%, dlatego dla porządku wypada przypomnieć tylko te najbardziej spektakularne. Michał Kamiński, były szef sztabu wyborczego PiS i minister w kancelarii Lecha Kaczyńskiego, został szefem sztabu PO i szefem kancelarii Ewy Kopacz. Paweł Kukiz, były lider partii własnego nazwiska najpierw zapisała się do koalicji z PSL, a teraz będzie startował z list PiS.

Na tle tych głośnych przykładów kariera Małgorzaty Zych wydaje się bezbarwna, ale zmiana ideologicznej orientacji znów była wywołana najpopularniejszym impulsem. Pani Małgorzata był związana z Konfederacją i jeszcze w 2019 roku startowała w wyborach do Sejmu z listy tej partii. Mandatu nie uzyskała, dlatego teraz może spróbować swoich sił w wyborach senackich. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że zaledwie rok temu Małgorzata Zych była jedną z bardziej radykalnych aktywistek narodowych i na wiecach, obok Grzegorza Brauna, krzyczała „Stop ukrainizacji Polski”.

Przewrotnie można by powiedzieć, że przecież w nowej roli może krzyczeć to samo, ale senacka kampania pod takim hasłem jest mało prawdopodobna, ponieważ niedoszła poseł Konfederacji będzie kandydować z Paktu Senackiego, po rekomendacji PSL. Co więcej w kandydaturę Małgorzaty Zych osobiście zaangażował się sam Marszałek Sejmu Piotr Zgorzelski, znany nowoczesny i proeuropejski członek PSL.

Małgorzata Zych wystartuje z okręgu 54 w Stalowej Woli i jest to o tyle pewna informacja, że została potwierdzona zarówno przez media, jak i samą zainteresowaną:

Tak, potwierdzam przyjęcie propozycji kandydowania z Paktu Senackiego jaką złożył mi w imieniu PSL Marszałek Sejmu Piotr Zgorzelski. Jestem zaszczycona, że mam możliwość kandydowania jako tarnobrzeżanka, do Senatu i reprezentowania Tarnobrzega i mieszkańców całego okręgu 54 w najbliższych wyborach – oświadczenia Małgorzata Zych na łamach portalu NadWisłą24.pl.

Konfederacja niespecjalnie się jednak przejmuje tym transferem, bo sama w tym sezonie znajduje się w ścisłej czołówce partii, które sięgnęły po polityków z konkurencyjnych ugrupowań. Na listach Konfederacji znalazło się sporo byłych polityków Kukiz’15, część z nich weszła do klubu poselskiego jeszcze w tej kadencji. Pierwszy był poseł Jacek Wilk, potem dołączył Stanisław Tyszka, ale to nie wszystko. Konfederaci bez większych zahamowań dopisali do listy polityków związanych z PiS i tutaj pierwszeństwo miały panie. Pierwsza na pokładzie zameldowała się Anna Siarkowska, a zachęcony jest postawą Przemysław Wipler dołączył po krótkiej chwili.

Wszystkie te transfery mają jeden wspólny mianownik, którym jest po prostu korupcja polityczna. Tajemnica zmiany poglądów i szyldów tkwi tylko i wyłącznie w tym, jakie miejsce na liście zapewni konkurencja i zwykle jest to „miejsce biorące”. Gdy się patrzy na ruchy kadrowe przed wyborami i co za tym idzie dość niskie stawki za przejście z klubu do klubu, to raczej ciężko uwierzyć, że po wyborach za miejsce w radzie nadzorczej warte milion i więcej złotych rocznie, politycy nie będą zmieniać barw klubowych.

W kampanii wyborczej wszystkie chwyty i hasła są dozwolone, po wyborach zaczyna się prawdziwa gra. Każda partia stosuje te same praktyki, ostatnio furorę robi „antysystemowiec” Michał Kołodziejczak na listach PO, ale „antysystemowa” Konfederacja jest też w ścisłej czołówce transferowej i to w dwóch kierunkach. Jesienna runda zapowiada się fascynująco, bo nikt nie odgadnie ilu polityków będzie wywracać stolik, a ilu się do niego dosiądzie.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!