Foto: Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl

W zeszłym roku, 9 maja, ambasador Rosji Siergiej Andriejew, w czasie wizyty na Cmentarzu Żołnierzy Radzieckich w Warszawie został oblany czerwoną farbą, przez protestujących Ukraińców. W tym roku ambasador w ogóle nie został wpuszczony na cmentarz, a uczestnicy tegorocznego protestu dodatkowo zorganizowali dość osobliwy z historycznego punktu widzenia happening.

Na terenie cmentarza Ukraińcy umieścili setki ukraińskich flag, dodatkowo zostały ustawione makiety zniszczonych budynków z Bachmutu, Mariupola, Buczy, Chersonia i Irpienia oraz symboliczne groby zamordowanych mieszkańców tych miast. Demonstranci pojawili się z samego rana, około godziny 9.00 i zgromadzili się przed cmentarzem w ramach legalnej manifestacji, zgłoszonej oficjalnie władzom miasta Warszawy. Formalnie manifestację zgłosiła osoba prywatna, ale sam protest zorganizowała inicjatywa społeczna Euromaidan-Warszawa.

Ambasador Rosji nie zdecydował się na konfrontację z tłumem, jak to miało miejsce w zeszłym roku. Za to Ambasada Rosji miała się zwrócić do strony Polskiej o ochronę wizyty, której jednak się nie doczekała:

Pod koniec kwietnia Ambasada Rosji wysłała notę do MSZ Polski, w której poinformowała o planowanych 9 maja uroczystościach i zwróciła się z prośbą do władz polskich o organizację ochrony porządku publicznego – komunikat Ambasady Rosji dla mediów.

Odpowiedź ze strony polskiej miała być krótka i stanowcza:

MSZ otrzymało notę i nie rekomendowało, by te uroczystości się odbyły – komunikat dla mediów wydany przez rzecznika Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP Łukasza Jasinę.

Pomimo dyplomatycznej gry w związku z wizytą ambasadora na cmentarzu radzieckim, Komenda Stołeczna Policji miała podjąć odpowiednie kroki, gwarantujące bezpieczeństwo uczestnikom demonstracji i ewentualnym gościom:

Na bieżąco otrzymujemy informacje m.in. z ratusza o wydarzeniach zgłoszonych na terenie Warszawy. W zależności od charakteru kierujemy odpowiednią ilość sił i środków. Nie wskazujemy jednak na szczegóły naszych działań – powiedział Sylwester Marczak, rzecznik Komendy Stołecznej Policji.

Pora wyjaśnić na czym polegała osobliwość happeningu zorganizowanego przez Ukraińców? Nie chodzi o współczucie dla ambasadora Rosji, kraju od zawsze wrogiego Polsce i mającego wiele zbrodni na sumieniu, w tym dokonanych przez Armię Czerwoną. Chodzi o fakty historyczne, a te mówią, że w czasie II Wojny Światowej Armia Czerwona zbudowana z rekrutów Republik Radzieckich najliczniej była reprezentowana przez poborowych zamieszkujących Ukraińską Socjalistyczną Republikę Radziecką, czyli obecną Ukrainę.

Historycy podają, że w sumie w Armii Radzieckiej służyło od 6 do 7 milionów Ukraińców. Takie dane znajdziemy na ukraińskiej stronie „Historyczna prawda”, ale i w wielu publikacjach, między innymi w: „NARODY NIEROSYJSKIE W ARMII CZERWONEJ PODCZAS II WOJNY ŚWIATOWEJ autorstwa Marcin Więckowskiego z Uniwersytetu Jagiellońskiego:

W czasie II wojny światowej w Armii Czerwonej, Wojskowych Siłach Powietrznych i Flocie Czerwonej służyło 6-7 mln Ukraińców8. Połowę z nich wcielono w 1941 r., pozostałych po wyzwoleniu Ukrainy spod okupacji państw Osi. Była to druga po Rosjanach główna narodowość żołnierzy Armii Czerwonej. 

Innymi słowy Ukraina stanowiła zarówno część zbrodniczego aparatu komunistycznego pod szyldem ZSRR, jak i żołnierze tego kraju uczestniczyli w zbrodniach wojennych, między innymi zbiorowych gwałtach. Prawdziwym paradoksem historycznym jest też to, że Ukrainiec Nikita Chruszczow, odpowiedzialny za ludobójstwo z okresu stalinowskiego, został przywódcą ZSRR i to właśnie “przeniósł” Krym z Radzieckiej Republiki Rosyjskiej do Radzieckiej Republiki Ukraińskiej. Powszechnie uważa się, że historię piszą zwycięzcy, ale jak widać, współcześnie historię pisze i zmienia kto chce oraz jak chce.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!