Foto: TVP Info screen

Świat polityki i mediów przeplatają się wzajemnie, do tego stopnia, że bez siebie nie istnieją. Politycy potrzebują dziennikarzy, a dziennikarze polityków i z tej potrzeby tworzą się układy w dwóch konfiguracjach. W pierwszym układzie media i politycy mówią jednym głosem, w drugim atakują się wzajemnie. Przenosząc tę odwieczną wojnę na grunt polskiej rzeczywistości trzeba przyznać, że przez całe lata przewagę w mediach miały partie lewicowe i liberalne. Po prawej stronie natomiast występowały wahnięcia związane z przejęciem kontroli nad mediami publicznymi.

Dziś znaczenie mediów publicznych jest przez polityków przeceniane, ale kiedyś TVP była praktycznie bezkonkurencyjna, na tle rodzących się telewizji prywatnych, dlatego politycy się o nią byli i nią zarządzali. Jacek Kurski, były członek kilku partii, nie był pierwszym prezesem z legitymacją partyjną. Wcześniej w TVP zameldowała się cała grupa partyjnych prezesów: Ryszard Miazek z PSL, Robert Kwiatkowski z SLD, Juliusz Braun z PO, czy Jan Dworak z Unii Demokratycznej. Oczywiście w każdym przypadku sami prezesi, jak i ugrupowania polityczne, które ich nominowały, dzień w dzień przekonywały opinię publiczną, że partyjne legitymacje pozostały w szatni TVP i telewizja jest obiektywna.

Bajkę o niezależność i obiektywizmie mediów publicznych, kupowali tylko ci widzowie, którzy głosowali na konkretną partię i w konkretnym momencie właśnie ta partia wprowadziła swojego prezesa do TVP. Cała reszta widziała, co się dzieje i zażenowaniem odwracała głowę, gdy Tomasz Lis razem z publicznością programu „Tomasz Lis na żywo”, śpiewał Donaldowi Tuskowi „Sto lat”. Podobne zachowania tylko u przeciwnej opcji politycznej, wywoływały wywiady Danuty Holeckiej z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim. Na szczęście i dla higieny życia publicznego, prócz wiernych dziennikarzy, czołowi politycy mają też swoich prześladowców.

W przypadku Jarosława Kaczyńskiego prześladowców znajdziemy mnóstwo i to z samego topu popularnych nazwisk. Donald Tusk jest prześladowany w zbliżonym stopniu, ale jakoś tak się ostatnimi czasy złożyło, że to nie ojciec dyrektor Tadeusz Rydzyk, Tomasz Sakiewicz, bracia Karnowscy i nawet nie Jacek Kurski najbardziej poniewierali przewodniczącego PO. Jest niemal pewne, że w prywatnej rozmowie i to jeszcze „po kielichu”, na pytanie: „Kto jest najbardziej wku…rzającym dziennikarzem”, Donald Tusk bez wahania wymieniłby Miłosza Kłeczka. Skąd ta pewność? Praktycznie każde starcie tych dwóch panów kończyło się awanturą, a obyty w mediach Tusk całkowicie dawał się wyprowadzić z równowagi. Ostatni raz taka sytuacja miała miejsce dosłownie kilka dni temu:

Istnieje duże prawdopodobieństwo, że zapowiadana próba przejęcia TVP przez nową koalicję rządzącą, to w głównej mierze prywatna zemsta Donalda Tuska, ze szczególnym wyróżnieniem Miłosza Kłeczka. Gdy pojawiła się plotka, że znienawidzony prześladowca Tuska wypowiedział umowę z TVP, w gabinecie szefa PO mogły strzelić korki od szampana, ale bardzo szybko przyszło też otrzeźwienie. Kłeczek nie tylko zaprzeczył, że odchodzi z TVO Info, ale obiecał wyjść jako jeden z ostatnich:

Zostaję do końca, niezależenie od tego, kiedy on nastąpi, czy w grudniu, czy w styczniu. Gdy będą nas chcieli wyprowadzić, to wyjdę jako ostatni albo jeden z ostatnich – powiedział Miłosz Kłeczek portalowi wpolityce.pl.

Powiadają ludzie, że kto się czubi, ten się lubi, jednak tej pary to porzekadło raczej nie obejmuje. Donald Tusk będzie się musiał jeszcze trochę natrudzić i parę razy pomylić ręce z kieszeniami, zanim się swojego prześladowcy z mediów publicznych pozbędzie.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!