Foto: Joshua Roberts / Reuters

Słynna rozmowa pomiędzy Radosławem Sikorskim i Janem Vincentem-Rostowskim, która odbyła się w równie sławnym, czy raczej niesławnym lokalu „Sowa i Przyjaciele”, nadal jest przygnębiającą ilustracją dla polskiej polityki zagranicznej. Ówczesny i obecny minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski wypowiedział brutalne słowa o „murzyńskości” i „robieniu łaski” w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi i to po dziesięciu latach w najmniejszym stopniu się nie zmieniło.

Dwie najważniejsze osoby w państwie udają się na wizytę, a raczej zostały wezwane przez prezydenta Joe Bidena z okazji 25-lecia obecności Polski w NATO. Taka wizyta sama w sobie jest kuriozum i świadczy jednoznacznie, w jaki sposób pozycjonują się oba kraje. Nigdy wcześniej Biały Dom nie widział podobnej delegacji, bo też rudno sobie wyobrazić, aby w tej samej formule odbyła się wizyta polityków niemieckich, francuskich, czy brytyjskich. Raczej byłoby to odebrane jako afront, a nie nobilitacja, ale w Polsce zrobiło olbrzymie wrażenie, podobnie jak pierwszy „wspaniały gest wobec Polski”.

Internetowe nagłówki zapłonęły „pilną czerwienią” i treścią doposażoną w hiperbole: „Gigantyczna pożyczka z USA”, „Potężne wsparcie z USA. Biały Dom ma ofertę dla Polski”. Przy takich tytułach przeciętny Polak gotów pomyśleć, że przebijemy mityczne KPO i dostaniemy przynajmniej 150 miliardów dolarów. Nic bardziej mylnego, mówimy od 2 miliardach dolarów i to na konkretny cel, którym jest zakup 96 śmigłowców Apache. Cały ten biznes nawet z amerykańskiej perspektywy to zwykły zakup niskobudżetowy i mógł go sfinalizować podporucznik polskiego lotnictwa oddelegowany do USA przez Ministra Obrony Narodowej.

„Murzyńskość” i „robienie łaski” nie pozwalają jednak ani polskim politykom, ani wojskowym i dziennikarzom, podchodzić do tego inaczej niż z wielką pompą i wielkimi słowami. Dlaczego tak trudno w Polsce przekonać samych Polaków, aby chociaż odrobinę się szanowali i nie popadali w głębokie podniecenie na widok paciorków ”ofiarowanych” przez wielkiego wodza, zza wielkiej wody? Ciągle nie ma na to pytanie precyzyjnej odpowiedzi i chociaż we wszystkim się różnią wraże obozy polityczne spod szyldu POPiS, jednak pod tym jedynym względem nie tylko są pogodzone, ale jeszcze dogadują się w pół słowa.

Patrząc realnie na naszą sytuację geopolityczną, niestety jesteśmy skazani na sojusz z USA, ale sojusz to relacja przynosząca korzyści i szacunek obu stronom. Gdy jedna strona służy drugiej i pozwala nieustannie się upokarzać, to nie mamy do czynienia z sojuszem, tylko z podległością albo kolonializmem. 2 mld dolarów, to niecałe 8 mld zł, czyli grosze na tle planowanych dochodów państwa w wysokości 682 mld zł. Skoro politycy, dziennikarze, eksperci, wojskowi i niestety również spora grupa obywali nie potrafi się szanować, to niech się przynajmniej nauczą liczyć… do ośmiu.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!