Foto: JOHN THYS / POOL / PAP / EPA

Prawie półtora roku temu powołano specjalną komisję, na czele której stanęła belgijska europosłanka Kathleen van Brempt. Belgijka wcześniej prowadziła głośną sprawę Dieselgate i jak wiadomo zakończyło się to wielkim skandalem w niemieckiej motoryzacji. Wskazanie akurat tej deputowanej na szefową speckomisji dawało nadzieję, że kolejny raz Niemcy będą mieli poważny kłopot, a dokładniej Niemka i przewodnicząca KE Ursula von der Leyen.

Tymczasem dochodzenie w sprawie utkwiło w martwym punkcie, do tego stopnia, że wywołało irytację Europejskiego Rzecznika Praw Obywatelskich, który skarcił Komisję Europejską za opieszałość w poszukiwaniu SMS-ów, jakie miała wymieniać przewodnicząca KE Ursula von der Leyen z generalnym dyrektorem Pfizera Albertem Bourlą. Do wymiany informacji pomiędzy tymi osobami miało dojść na krótki czas przed podpisaniem największego w dziejach UE kontraktu na szczepionki.

Specjalna komisja wielokrotnie wzywała na swoje posiedzenia, dyrektora Alberta Bourlę i przewodniczącą von der Leyen, ale oboje skutecznie odmawiali stawiennictwa. Bourla skorzystał z porady prawników i dwa razy odmówił wzięcia udziału w obradach komisji, bo w jego opinii komisja nie ma kompetencji prawnych, aby zmusić kogokolwiek spoza struktur Unii do stawienia się na posiedzeniu. Jego linia obrony wydaje się zrozumiała, ale postawa Ursulu von der Leyen, która przekonała Konferencję Przewodniczących Parlamentu, żeby zablokowała publiczne przesłuchanie, dzięki czemu rozmawiała przedstawicielami parlamentu za zamkniętymi drzwiami, budzi poważne zdziwienie i podejrzenia, że działy się dziwne rzeczy wokół tej sprawy.

Unia Europejska i Komisja Europejska potrafią błyskawicznie działać w przypadku węgierskiej, czy polskiej praworządności, natomiast tak kluczowa sprawa nagle stała się mało istotna i w dodatku została utajniona. Trudno oprzeć się wrażeniu, że speckomisja dostała wytyczne, w jaki sposób poprowadzić prace, aby w końcowym raporcie nie pojawiło się nic, co mogłoby zaszkodzić zarówno przewodniczącej Urszuli von der Leyen, jaki firmie Pfizer.

Zamiast konkretnych ustaleń w raporcie znalazły się publicystyczne frazesy i dyplomatyczne ogólniki typu: “ubolewa się nad brakiem przejrzystości”, ale dalej czytamy, że jest to “częściowo uzasadnione poszanowaniem prawa do poufności”. Dla zatracia złego wrażenia w raporcie umieszczono wzmianka o tym, że europosłowie mają prawo uzyskać dostęp do pierwotnej treści mówców i powinno to nastąpić “bez dalszej zwłoki”, ale nic konkretnego z tego nie wynika. Jeszcze gorzej to wszystko wygląda, jeśli chodzi o dostęp o udostępnienie umów społeczeństwu, tutaj pada tajemnicze sformułowanie, że nastąpi to: “gdy będzie to prawnie możliwe”.

Teoretycznie sprawa jeszcze nie jest przegrana, ponieważ raport będzie głosowany przez Parlament Europejski i sprawozdanie COVI, może zostać w głosowaniu odrzucone. Jednak znając życie i UE, jest mało prawdopodobne, aby po porozumieniu na poziomie przewodniczącej KE i Konferencji Przewodniczących Parlamentu, eurodeputowani głosowali inaczej niż ich partyjni liderzy.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!