Foto: Tomasz Jastrzebowski / Reporter

Komisja do spraw wpływów rosyjskich na działania polskich urzędników, ale i też zwykłych obywateli, jest od kliku dni tematem numer jeden. Nie należy się natomiast spodziewać, że ta tendencja się utrzyma tygodniami, bo praktycznie każda godzina dostarcza nowych atrakcji politycznych. W każdym razie, póki komisja jest na topie warto skorzystać z okazji i opisać co w najbliższym czasie będzie się wokół niej działo.

13-16 czerwca to termin pierwszego posiedzenia, na którym już może zostać wyłoniony skład komisji. Jest mało prawdopodobne, aby PiS do tej operacji nie było przygotowane, ale pamiętajmy, że po drodze wydarzyło się sporo rzeczy, a przede wszystkim na komisję spadło wiele krytyki z kliku kierunków. W przeszłości już się tak zdarzało, że PiS korygował swoje plany, łącznie z wycofaniem całych ustaw, w tym przypadku tak drastyczne rozstrzygnięcie jest mało prawdopodobne, bo narażałby obóz rządzący na śmieszność w samym środku kampanii wyborczej, ale skład komisji to zupełnie inna sprawa i niekoniecznie prosta. Co więcej termin na zgłoszenie kandydatów upływa 14 czerwca, czyli w trakcie planowanego posiedzenia Sejmu i to oznacza, że czas nagli bardzo.

Czy na czerwcowym posiedzeniu Sejmu uda się powołać skład komisji, dowiemy się za niespełna tydzień. Gdyby się nie udało w czerwcu to następne posiedzenie jest planowane dopiero 7 lipca. Poza tym wybór samej komisji to jedno, wybór szefa komisji to drugie. Sejm wybiera skład, ale przewodniczącego wybierze premier i ma na to 14 dni. Dopiero po tym wyborze komisja ma kolejne 14 dni na spisanie regulamin działania i dopóki się z tym nie upora nie będzie mogła rozpocząć pracy.

Regulamin to wewnętrzna sprawa organu, ale organ działa też w ramach prawa administracyjnego i obowiązują go przepisy tego prawa, które mówią miedzy innymi o tym, że rozstrzyganie poszczególnych spraw powinno trwać góra dwa miesiące. W praktyce mało kto takie rozstrzygnięcia widział, niemniej politycznie zapewne będzie to rozgrywane. Komisja jest też zobowiązana do opublikowania corocznych raportów i jak wiadomo PiS pokusił się tutaj o symboliczną datę 17 września 2023 r. i tym ekspresowym tempem również narobił sobie problemów.

Na papierze wszystko wygląda na bardzo spięty kalendarz, do tego jeszcze dojdą normalne w każdych pracach problemy techniczne i nieprzewidywalne sytuacje. Koniec końców ktoś będzie się musiał podpisać pod protokołami, sprawozdaniami i decyzjami, tym samym wziąć na siebie odpowiedzialność prawną i cywilną. Czy garną się do tego chętni? Z przecieków medialnych wynika, że nie bardzo się garną, zwłaszcza ci cwani i wyrobieni politycznie. Szefa komisji Jarosław Kaczyński miał zaproponować Jackowi Kurskiemu, co chyba w obecnych okolicznościach byłoby piękną katastrofą polityczną, ale nie będzie, bo Kurski się wywinął od tego zaszczytu. Drugim poważnym kandydatem ma być Sławomir Cenckiewicz, człowiek także kojarzony politycznie z PiS, ale bez porównania do Jacka Kurskiego.

Cenckiewicz ma opinię solidnego naukowca i dość wyważonego, do tego potrafił krytykować bardzo ważne dla PiS sprawy, jak ustawa o IPN, krytykował i wręcz bojkotował TVP pod rządami Kurskiego, a ostatnio nie zostawił suchej nitki na spocie PiS odwołującym się do Auschwitz. Kandydatura Sławomira Cenckiewicza wydaje się najlepszą opcją dla PiS, ale niekoniecznie dla samego Cenckiewicza. Póki co naukowiec nie odnosi się do plotek medialnych, co też jest jakimś sygnałem, niemniej na ostateczne rozstrzygniecie trzeba będzie poczekać.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!