Foto: Radek Pietruszka

3 lipca 1989 roku, w „Gazecie Wyborczej” ukazał się artykuł redaktora naczelnego Adama Michnika pod tytułem: „Wasz prezydent, nasz premier”. W artykule Michnik apelował, aby powołać: „sojusz demokratycznej opozycji z reformatorskim skrzydłem obozu władzy”. Personalnie propozycja sprowadzała się do tego, że po tym jak prezydentem został komunistyczny zbrodniarz Wojciech Jaruzelski, stanowisko premiera miał objąć poseł z czasów PRL Tadeusz Mazowiecki.

Pomysł Adama Michnika spotkał się z ostrą reakcją ówczesnych opozycjonistów i co ciekawe skrytykował go sam przyszły premier Tadeusz Mazowiecki. Ostatecznie stało się jednak dokładnie tak, jak tego sobie życzył Michnik. Uważni obserwatorzy polskiej polityki z perspektyw czasu doskonale zdają sobie sprawę, że w sformułowaniu „wasz” i „nasz” było sporo fałszu. Środowisko Unii Demokratycznej, do którego należał Mazowiecki i Michnik doskonale się dogadywało z byłymi członkami PZPR, a nawet zbrodniarzami za czasów PRL. Ten sam Adam Michnik chadzał do restauracji z Jerzym Urbanem i nazywał „człowiekiem honoru” Czesława Kiszczaka. Z kolei w późniejszym okresie Aleksander Kwaśniewski był ulubionym prezydentem „Gazety Wyborczej” i Unii Wolności.

Co z tym wszystkim ma wspólnego dzisiejsza decyzja prezydenta Andrzeja Dudy? Precyzyjnej analogii ciężko się doszukiwać, za to łatwo można wskazać przeciwieństwa. Scenariusz rozpisany przez Adama Michnika w dniu publikacji i w przez kolejne dni uchodził za całkowitą polityczną abstrakcję, ale tylko dlatego, że większość społeczeństwa nie miała pojęcia, że już wtedy część Solidarności była albo zblatowana z byłymi członkami PZPR albo była przez nich szantażowana teczkami zgromadzonymi w esbeckich archiwach. Dlatego też plan Michnika miał pełne szanse, wręcz gwarancje powodzenia i wydaje się bardzo mało prawdopodobne, aby Michnik pisał swój artykuł bez błogosławieństwa prominentnych polityków PZPR i Solidarności.

Zupełnie inaczej wygląda to w przypadku propozycji Andrzeja Dudy, wyznaczenie Marka Sawickiego na Marszałka Seniora, to ewidentny ukłon w stronę PSL i zachęta do nawiązania rozmów koalicyjnych z PiS. Z drugiej strony mamy tutaj wyraźny podział na „nasz” i „wasz”, bo PiS z PSL nigdy nie potrafiły się dogadać. Poza tym, gdyby rozmowy w ogóle miałby nabrać realnego kształtu, to PiS musiałoby oddać stanowisko premiera przedstawicielowi PSL, czyli Władysławowi Kosiniakowi-Kamyszowi. W takiej układance prawie wszystko byłoby dla „wasz” i niewiele zostałoby dla „nasz”. Powiedzmy jednak, że w jakiś cudowny sposób udałoby się przeskoczyć pierwszy etap i doszłoby do niemożliwego, to co wtedy? Dalej nic konkretnego, bo głosy PiS i PSL nie dają większości sejmowej, co oznacza, że potrzebny byłby jeszcze jeden partner do podziału stanowisk.

Teoria podpowiada, że takim partnerem może być Szymon Hołownia lub Konfederacja, tyle tylko, że obaj „koalicjanci” średnio 10 razy dziennie podkreślają swoją głęboką dezaprobatę nie tylko dla PiS, ale dla jakichkolwiek rozmów z PiS. Innymi słowy Andrzej Duda nie powtórzy manewru Michnika, a PiS na tej grze nie ugra nic poza upokorzeniem. Jedyne, co się zgadza z historycznym rozdaniem, to stanowisko prezydenta i tutaj na szczęście dla PiS jest „nasz”, chociaż nie do końca. Widać wyraźnie, że Andrzej Duda porzucił marzenia o zagranicznej karierze, zszedł na polską ziemie i chce przejąć schedę po Jarosławie Kaczyńskim. W tym sensie dzisiejsza zagrywka jest nie najgorsza, a co najmniej politycznie czytelna.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!