Foto: Wojciech Ziemak / Fakt

Używanie trudnych lub mało znanych słów uchodzi za przejaw językowej elegancji albo za tak zwane „granie inteligencika”, wszystko zależy od tego, kto używa i kto jest odbiorcą słów. Większość Polaków na pewno kojarzy i tytułuje wielki przebój Maryli Rodowicz „Wsiąść do pociągu byle jakiego”, ale taki przebój nie istnieje. „Wsiąść do pociągu byle jakiego” to jest cześć refrenu przeboju pod tytułem „Remedium”.

Autorstwo tekstu również jest błędnie przypisywane nieżyjącej już Agnieszka Osieckiej, która słowem posługiwała się tak  sprawnie, że bez trudu upchałaby remedium w pociągu i prawie nikt by tego nie zauważył. Uczyniła to jednak Magdalena Czapińska, nie Agnieszka Osiecka, natomiast Maryla Rodowicz z używaniem słów w pociągu byle jakim ma znacznie poważniejsze problemy, co się ujawniło w wywiadzie, jakiego udzieliła dla Super Expressu:

Jak chcemy wypoczywać w super luksusowych warunkach, to niestety, musimy za to słono zapłacić. A ja chętnie wzięłabym ze sobą dzieci. To już cztery bilety, które musiałabym kupić. Ja musiałabym lecieć w biznes klasie, już nie mam zdrowia studenckiego. A przecież nie posadzę dzieci w ekonomiku. Musiałyby lecieć w tej samej klasie, co ja. Do tego hotel dla tylu osób. To jest bardzo duży koszt.

Pomijając wymagania primadonny polskiej sceny rozrywkowej, radiacja PatrzyMY.pl pragnie zwrócić uwagę, że Maryla Rodowicz z dwóch różnych związków posiada trójkę dzieci. Najmłodszy Jędruś ma 35 lat, średnia Kasia 40 lat, a najstarszy Janek 42 lata. Kto podróżował z dziećmi, zwłaszcza na długich trasach, z całą pewnością wie, że nie jest to prosta operacja. Co kilka kilometrów albo siku albo piciu, nie wspominając o „mamo będę rzygał”. Pani Maryla doskonale zdaje sobie sprawę z tych typowych uciążliwości i słusznie poszukuje miejsc w biznes klasie, bo lot samotnej matki z trójką dzieci w klasie ekonomicznej to prawdziwe piekło zwłaszcza, że nie są to już takie małe dzieci, a ludowe przysłowie mówi: małe dzieci mały kłopot, duże dzieci duży kłopot”. Niestety Maryli Rodowicz nie stać na ekskluzywną zagraniczną podróż, dlatego zastanawia się nad skromnym wyjazdem na Mazury, ale i tutaj pojawia się problem:

Chętnie pojechałabym na Mazury, tylko że muszę mieć pomost do swojej dyspozycji, żeby móc spokojnie łowić ryby, a nie znam takiego miejsca. Mój starszy syn, który teraz buduje drewniane domy na Mazurach, powiedział, że wybuduje dla mnie pomost. Nawet kupił już łódkę.

Trudno sobie wyobrazić udane wakacje na Mazurach bez osobistego pomostu do łowienia ryb, to tak jakby spędzić urlop w Łebie i nie zjeść świeżego pstrąga prosto z Bałtyku albo oscypka. Czy Maryli Rodowicz uda się wybrnąć z tej niezwykle ciężkiej sytuacji, z jaką codziennie zmagają się miliony Polaków? Jednym rozwiązań mógłby być lot klasą biznes ufundowany mamie i młodszemu rodzeństwu, przez syna produkującego drewniane domy. Innym zbudowanie dla mamy, dla siebie i młodszego rodzeństwa oddzielnych osobistych pomostów do łowienia ryb, ale to są tylko luźne sugestie.

Pani Maryli i jej rodzinie redakcja PwtrzyMY.pl nie chce dokładać cierpień i tak ostatnio popularnej traumy, za to trzymamy kciuki, żeby chociaż żadna syrena nie zawyła i nie obudziła najgorszych wspomnień z czasów dzieciństwa, kiedy to Maryla Rodowicz jeździła na wycieczki szkolne autobusem typu „Ogórek” i to siedząc „na kole”.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!