Foto: PAP / EPA / BORIS ROESSLER

Wraca gorący temat relokacji uchodźców, który w 2015 roku był jednym z kluczowych elementów kampanii i wielu analityków twierdzi, że między innymi dzięki temu wygrało PiS. Osiem lat temu obecna partia rządząca zajęła twarde stanowisko i przez całą kampanię obiecywała, że uchodźcy z Afryki i Azji do Polski nie trafią. O dziwo politycy słowa dotrzymali i Polska obok Węgier była jedynym państwem, które się na przymusową relokację nie zgodziło.

Po tych wydarzeniach w UE całkowicie zmienił się sposób patrzenia na problem, ostrej krytyce została poddana Angela Merkel i całe Niemcy, jako główny pomysłodawca mało rozsądnej polityki. W Niemczech niemal wszystkie partie i znaczna cześć społeczeństwa zaczęły się domagać zaostrzenia polityki migracyjnej i po cichu takie zmiany wprowadzano, ale to nie rozwiązało problemu z uchodźcami, którzy do Niemiec przybyli i obecnie przebywają w ośrodkach dla uchodźców. Dlatego Niemcy i inne państwa, które popierały politykę liberalnego podejścia, podjęły kolejną próbę podzielenia się problemem, jaki same stworzyły.

Niestety dla jednych na szczęście dla drugich ta próba się powiodła. 8 czerwca 2023 roku podczas obrad, które odbyły się w Luksemburgu, zdecydowana większość państw członkowskich UE zatwierdziła nowelizację przepisów relokacyjnych. Przeciw ponownie były tylko Polska i Węgry. W ramach tak zwanego paktu migracyjnego kluczowy jest punkt odnoszący się do “obowiązkowej solidarności” i już samo sformułowanie brzmi kontrowersyjnie, a dalej jest tylko gorzej. Przepisy są skonstruowane w iście szatański sposób, to połączenie języka biurokratycznego z językiem prawnym. Pierwsze zdanie brzmi nieźle:

(…) żadne państwo członkowskie nie będzie nigdy zobowiązane do przeprowadzania relokacji.

Problem w tym, że drugie zdanie całkowicie przeczy pierwszemu:

(….) ustalona zostanie minimalna roczna liczba relokacji z państw członkowskich, z których większość osób wjeżdża do UE, do państw członkowskich mniej narażonych na tego rodzaju przyjazdy.

Gdzie tkwi kruczek? Otóż brak zobowiązania do przeprowadzenia relokacji, skutkuje koniecznością wniesienia opłaty za nie przeprowadzenie relokacji. UE wbrew poprawności politycznej wyceniła jednego uchodźcę na 20 000 euro, a według nowego planu relokacji Polska ma przyjąć 1900 uchodźców albo zapłacić 38 000 000 ero kary. Wiele wskazuje, że ta kara dla Polski jest nagrodą dla partii rządzącej, która już ustami ministra Bartosza Groteckiego zapowiedziała, że nie dostosuje się do tak niesprawiedliwych reguł:

Po takim wysiłku ludzkim i finansowym przyjęcia Ukraińców teraz mamy powiedzieć Polakom, że mają płacić po 20 tys. euro za uchodźców w innych krajach? – argumentował. Wreszcie według niego ten pakiet nie rozwiązuje żadnego problemu. – To jest rozwiązanie tymczasowe, bo oni i tak wrócą do państw, gdzie chcą zostać, to już było. Nie ma więc żadnego zysku z takiego pakietu.

Jest bardzo mało prawdopodobne, aby te słowa przekonały wszystkich Polaków, ale na pewno zdecydowana większość podziela takie stanowisko i to bez względu na przekonania polityczne.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!