Foto: Marek Borawski / KPRP

1 stycznia 1919 roku w Homlu urodził się Marek Edelman, który przez sporą część swojego życia podawał inną datę i miejsce urodzenia – 1 stycznia 1922 roku, Warszawa. Działo się tak dlatego, że Edelman po II WŚ chciał uniknąć repatriacji do Związku Radzieckiego. Homel to miasto położone na terenie Białorusi, co oznacza, że Edelman urodził się w ZSRR i miało to nie tylko metrykalne konsekwencje. Rodzice Marka Edelmana byli zaangażowani politycznie i działali w lewicowych ruchach żydowskich. Matka Cecylia Edelman (Percowska) należała do kobiecego skrzydła Bundu (Jidisze Arbeter Froj), ojciec, Natan Feliks działał w Partii Socjalistów-Rewolucjonistów.

Sam Marek Edelman już jako dziecko związał się z Bundem, zaczynając aktywność polityczną od członkostwa w młodzieżówce Socjalistiszer Kinder-Farband. Wszystkie wymienione organizacje, szczególnie Bund, były bardzo specyficzne, tak bardzo, że znaczna część Żydów nie tylko się od nich stanowczo odcinała, ale uważała za wrogów, wręcz antysemitów. Powód tak radykalnych reakcji ze strony Izraelczyków i tradycyjnych żydów to ateistyczny i antysyjonistyczny charakter tych politycznych bytów. Marek Edelman całe życie był bundowcem i również przez całe życie sprzeciwiał się idei budowania państwa Izrael. Bund de facto uznawano za formacją komunistyczną, między innymi dlatego, że zwalczał religię w każdej postaci. Za szczególnie szkodliwych ideologicznie członkowie Bundu uznawali ortodoksyjnych wyznawców judaizmu i budowniczych Izraela.

Wiadomo, że taka postawa całkowicie przeczyła fundamentom państwa Izrael i siłą rzeczy Bund, podobnie jak inne organizacje podważające państwo żydowskie, stały się śmiertelnym wrogiem Izraelczyków. Marek Edelman nie jest bohaterem w Izraelu, pomimo tego, że był ostatnim dowódcą Żydowskiej Organizacji Bojowej w czasie powstania i co więcej w cudowny sposób ocalał. Z getta wydobył się kanałami, przed zakończeniem powstania i dzięki temu przeżył. Potem polskie organizacje podziemne załatwiły mu fałszywe dokumenty i kryjówki, gdzie przebywał aż do wybuchu Powstania Warszawskiego, w którym również wziął udział jako żołnierz Armii Ludowej. Podobny życiorys miał Władysław Bartoszewski, ale on został uznany za wielkiego przyjaciela Izraela i w 1966 roku odebrał indywidualne odznaczenie Sprawiedliwy wśród Narodów Świata.

Jak to się wszystko ma do stosunkowo świeżego przypinania żółtych żonkili w czasie rocznic wybuchu powstania w getcie? W wywiadzie rzece „Zdążyć przed Panem Bogiem”, którego Marek Edelman udzielił Hannie Krall, znajduje się fragment mówiący o początkach tej tradycji. Edelman był kardiologiem i każdego 19 kwietnia, czyli w dniu wybuchu powstania, miał otrzymywać od anonimowej pacjentki bukiet żonkili. Z czasem dołączyli inni wdzięczni pacjenci, przynajmniej tak utrzymywał Edelman. Kwiaty nie trafiały jednak do wazonu w gabinecie lekarskim, ale Edelman składał je przed Pomnikiem Bohaterów Getta na Muranowie.

Dopiero po śmierci Marka Edelmana, co nastąpiło 2009 roku, w mediach zaczęto szeroko promować przypinki z żonkilami, ale próżno ich szukać na marynarkach izraelskich polityków i rabinów, czy zwykłych Żydów przechadzających się po Jerozolimie. W Izraelu ta tradycja nie istnieje, ponieważ Bund i Marek Edelman kojarzą się tam jak najgorzej i z przyczyn politycznych ocenzurowano wrogów państwa żydowskiego.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!