Życie bardzo często dokonuje takich brutalnych weryfikacji, gdy liderowi i otoczeniu lidera wydaje się, że nie ma na nich mocnych, to czająca się za rogiem porażka zaciera ręce. W zgodnej opinii wielu ekspertów Donald Tusk to sprawny retorycznie polityk, który doskonale sobie radzi w pojedynkach słownych. Problem jednak polega na tym, że ci eksperci oparli sprawność Tuska wyłącznie na jednej debacie z 2007 roku, kiedy rzeczywiście wypadł lepiej od Jarosława Kaczyńskiego. Tymczasem trzeba przy takich analizach brać pod uwagę całokształt.
Wcześniej, w 2005 roku, Tusk dwa razy debatował z Lechem Kaczyńskim, z czego pierwszy pojedynek wyraźnie przegrał, a drugi najwyżej zremisował. Z kolei w 2007 roku, zaraz po słynnym pojedynku z Kaczyńskim, Tusk zmierzył się jeszcze Aleksandrem Kwaśniewskim i na pewno tego starcia nie wygrał. Wówczas nikt nie przywiązywał do tego większej wagi, bo najwięcej wszyscy skupiali się na wojnie PO z PiS. Od czasu debaty z Kwaśniewskim, nie widzieliśmy Tuska w żadnym innym bezpośrednim starciu przedwyborczym i mimo wszystko cały czas obowiązywał mit niezwyciężonego Donalda, który pokonał „kaczora”.
Dziś przyszedł czas weryfikacji i mit Tuska został brutalnie obnażony. Naturalnie znajdą się eksperci i autorytety, którzy dostrzegą polot lidera PO, czyli coś, czego w najmniejszym stopniu nie było widać, ale wystarczy porównać występ Tuska z 2007 z dzisiejszą porażką, aby dostrzec przepaść. Tak pogubionego lidera PO ostatni raz widzieliśmy przy pytaniu „Pana Paprykarza”, który chciał wiedzieć „jak żyć”. Donald Tusk, kreowany na faworyta pojedynku, ledwie zszedł z ringu o własnych siłach i to przy naprawdę słabo dysponowanym Mateuszu Morawieckim. Obaj przedstawiciele największych partii operowali wyłącznie zgranymi schematami, ale zasadnicza różnica polegała na tym, że Morawiecki robił to pewnie, natomiast Tusk ledwie dukał i gubił się w zasadach prostej gry.
Formuła debaty była wyjątkowo nudna, praktycznie nic nie mogło zaskoczyć widzów, co oznacza, że wystarczyło dobrze się nauczyć wierszyków na pamięć. Większość uczestników odrobiła zadanie domowe, niektórzy nawet pozwolili sobie na improwizację i wypadli w tym nieźle, szczególnie Szymon Hołownia i Joanna Scheuring-Wielgus. Ba! Całkiem nieźle zaprezentował się absolutny debiutant Krzysztof Maj reprezentujący „Bezpartyjnych samorządowców”. Jedynie Tusk nie potrafił płynnie i przekonująco wyrecytować tego, o czym mówił już setki razy.
Koalicja Obywatelska jest partią, która goni PiS i udział w debacie na tydzień przed wyborami był szansą, aby przynajmniej o parę kroków skrócić dystans. Nic takiego Tuskowi się nie udało zrobić, co więcej prawdopodobne jest, że lider KO cofnął swoje ugrupowanie, z czego najbardziej może się cieszyć „Trzecia Droga”, balansująca na granicy progu wyborczego. Co zgubiło Tuska? Wydaje się, że to co zawsze, czyli nadmierna pewność siebie, która została oparta na micie sprzed 15 lat. Tusk w niczym nie przypominał siebie z 2007 roku, był zdecydowanie najgorszym zawodnikiem na placu gry i tego wrażenia do ciszy wyborczej nie będzie w stanie zatrzeć.
Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!