Foto: PAP / Marcin Obara

Ostanie dni w polskiej polityce nie tylko nie były łaskawe dla koalicji rządzącej, ale można wręcz mówić o katastrofalnej serii, głownie w wykonaniu PiS. Nie inaczej, jeśli nie jeszcze gorzej, mają się sprawy z udziałem prezydenta Andrzeja Dudy. Wydaje się, że tak zwany „obóz patriotyczny” postanowił urządzić sobie zawody w dwóch dyscyplinach. Pierwsza to strzelanie samobójczych goli, co pozwala opozycji awansować w tabeli, druga dyscyplina to autorska kompromitacja i tutaj chyba jeszcze większe porażki są zaliczane.

Patrząc na dorobek „obozu patriotycznego” z perspektywy tygodnia trudno wskazać najbardziej efektowny gol samobójczy i najbardziej groteskową kompromitację. Dlatego bez próby budowania jakiegokolwiek rankingu, redakcja PatrzyMY.pl przypomni te najgłośniejsze „osiągnięcia”. Zaczęło się od uchwalenia ustawy do spraw wpływów rosyjskich i tą kompromitacją PiS podzielił się prezydentem Andrzejem Dudą. Powstały przepisy, które w sposób oczywisty mogły być odebrane jako próba wyeliminowania głównych kandydatów opozycji w najbliższych wyrobów. Chociaż w wymiarze prawnym ta ustawa takich możliwości nie dawała, to fatalna komunikacja i nienajlepsza konstrukcja ustawy sprawiła, że opozycja wraz z mediami i zachodnimi „przyjaciółmi” miała łatwe zadanie do wykonania.

Działania prezydenta i PiS sprowadzały się do znanej już wszystkim opery mydlanej. W pierwszym akcie podają stanowcze słowa o suwerennych decyzjach, w drugim główni bohaterowie poddają się presji, by trzecim dać się w pełni upokorzyć i wykonać wszelkie polecenia wrogów i przyjaciół. Prezydent odważnie podpisał ustawę, następnie po fali krytyki bronił jej robiąc groźne miny na spotkaniu z kołem gospodyń wiejskich, a na końcu zgłosił projekt nowelizacji. Jakby tego było mało wczoraj prezydent usiłował przykryć tę wielopoziomową wpadkę i wygłosił orędzie, ale nikt poza nim nie ma pojęcia w jakim calu to zrobił, bo trudno uwierzyć, aby sen z powiek spędzała mu prezydencja Polski w UE, co nastąpi dopiero za dwa lata.

PiS w tym samym czasie zdążył nakręcić spirale emocjonalną po stronie opozycji, dzięki czemu Donald Tusk mógł się pochwalić niezłą frekwencją na marszu 4 czerwca. Rzecz jasna na warszawskie ulice nie wyszło pól miliona zwykłych Polaków, jak to przedstawił lider PO, ale jakieś 150 tysięcy działaczy, młodzieżowców i największych przeciwników PiS pod szyldem ***** *** udało się zgromadzić.

Bez wątpienia pomogła w tym ustawa do spraw rosyjskich wpływów, ale też wyjątkowo absurdalny spot z wykorzystaniem obrazów z Muzeum Auschwitz, co ostatecznie zakończyło się zablokowaniem publikacji na portalu Twitter. Równie niezrozumiałe, przynajmniej dla przeciętnego Polaka, jest zamieszanie wokół Trybunału Konstytucyjnego. Skierowanie przez premiera Morawieckiego wniosku do TK o zbadanie konstytucyjności przepisu dotyczącego 11-osobowego składu TK, to prawdziwe kuriozum.

Do jesiennych wyborów mamy jeszcze cztery miesiące i pewnie ze 100 razy będziemy obserwować nagłe zwroty akcji, ale jedno wydaje się niezmienne. Istnieje taka teoria, że największym zagrożeniem dla PiS jest PiS, a największym sprzymierzeńcem PiS opozycja. I ta teoria bardzo często sprawdza się w praktyce.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!