Foto: Patryk Ogorzałek / Agencja Wyborcza.pl

Wypadki zdarzają się w każdym zawodzie i niemal w każdych okolicznościach, a żołnierski fach pod tym względem z pewnością należy do najbardziej niebezpiecznych. Z definicji żołnierz jest narażony na śmierć, ale dotyczy to przede wszystkim działań bojowych, tymczasem w polskim wojsku od trzech tygodni dzieje się coś bardzo dziwnego i tragicznego. W czasie szkoleń i ćwiczeń zginęło pięciu żołnierzy i taki stan rzeczy trudno uznać za normalny, nawet jeśli nastąpił intensyfikacja wojskowych operacji.

Jeszcze bardziej niepokojące jest to, że do tragicznych wypadków dochodziło w różnych okolicznościach, w tym tak banalnych jak manewry pojazdami bojowymi. 5 marca 2024 roku w Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych w Drawsku Pomorskim pojazd gąsienicowy najechał na dwóch żołnierzy, obaj zmarli. Do wypadku doszło podczas ćwiczeń NATO Steafast Defender. Po tym zdarzeniu minister MON Władysław Kosiniak-Kamysz złożył kondolencje wraz wyrazami ubolewania i na tym się jego reakcja skończyła.

Ponieważ był to pierwszy taki incydent można uznać, że minister MON zachował się odpowiednio, w końcu podejmowanie radykalnych decyzji po jednym nieszczęśliwym wydarzaniu nie byłoby najmądrzejszym postępowaniem. Niestety niewiele więcej zrobił Władysław Kosiniak-Kamysz, gdy wczoraj w miejscowości Solarnia, w powiecie lublinieckim, województwo śląskie, zginęło dwóch kolejnych żołnierzy, tym razem saperów 5 Tarnogórskiego Pułku Chemicznego. Wpadek nastąpił w trakcie rutynowych szkoleń detonacji trotylu.

Dziś dowiedzieliśmy się o najnowszej tragedii i znów okoliczności są co najmniej zastanawiające, bo w zasadzie niewiele miały wspólnego z typowymi działaniami wojskowymi.

Dziś przed południem, w trakcie szkolenia górskiego w okolicy Niżnych Rys doszło do nieszczęśliwego zdarzenia z udziałem żołnierza Wojsk Specjalnych. W wyniku zejścia lawiny jeden z żołnierzy uległ wypadkowi – fragment oświadczenia Dowództwa Generalnego.

Dopiero przy trzeciej tragedii pan minister Władysław Kosiniak-Kamysz się przebudził i postanowił podjąć najdalej idące kroki, które raczej problemu nie rozwiążą:

Zgodnie z decyzją Władysława Kosiniaka-Kamysza, wicepremiera, ministra obrony narodowej, Sztab Generalny Wojska Polskiego oraz Dowództwa Rodzajów Sił Zbrojnych niezwłocznie przystępują do przeglądu wszystkich procedur oraz warunków bezpieczeństwa obowiązujących w szkoleniu Wojska Polskiego. Do czasu zakończenia tego przeglądu, decyzją ministra obrony narodowej, wstrzymane zostaje szkolenie z użyciem materiałów wybuchowych i środków bojowych, za wyjątkiem działań realizowanych przez struktury przygotowywane do udziału w misjach i operacjach poza granicami państwa oraz szkolące żołnierzy ukraińskich – fragment oświadczenia Sztabu Generalnego Wojska Polskiego.

Jeśli chodzi o przegląd, to taki powinien być wprowadzony po pierwszym wypadku, natomiast wstrzymanie szkoleń z pewnością nie przyczyni się do podniesienie bezpieczeństwa. Gdy jeszcze na to nałożyć dziwne tłumaczenia ministra i generałów, dotyczące procedury związanej z przekroczeniem polskiej przestrzeni powietrznej, jawi nam się obraz bezbronnej armii, która w dodatku stanowi zagrożenie dla siebie samej. O dziwo żadne większe medium i politycy „koalicji 13 grudnia” o dymisji Władysława Kosiniaka-Kamysza nie wspominają, chociaż wcześniej za lądowanie ruskiej rakiety w bydgoskim lesie dymisji ministra Mariusza Błaszczaka domagali się i aktualnie rządzący politycy i wspierające ich media.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!