Incydent ze zgubionym zapalnikiem, jaki przydarzył się polskim żołnierzom na granicy z Białorusią, mógłby wzbudzić jedynie uśmiech politowania wśród generalicji i służb specjalnych USA. Z dużym prawdopodobieństwem można stwierdzić, że Amerykanie podobnymi bzdurami w ogóle się nie zajmują, bo to normalny element funkcjonowania armii, gdzie błędy technologiczne, czy ludzie są po prostu nie do uniknięcia. Za to US Army prowadzi bardzo dokładną statystykę pod kryptonimem Broken Arrow albo Pinnacle-Broken Arrow, co po polsku należy tłumaczyć jako “złamana strzała”.
Czego dotyczy ten termin? W taki sposób w USA określa się wszystkie wypadki i incydenty z bronią jądrową, który wyjątkowym zrządzeniem losu nie zakończyły się eksplozją, czy wywołanie konfliktu jądrowego. W katalogu „Złamanej strzały” znajdują się między innymi takie pozycje:
- przypadkowe detonacje jądrowe
- detonacje, których przyczyny nigdy nie ustalono
- pożary broni jądrowej
- skażenie jądrowe
- Utrata broni jądrowej w transporcie
Z oczywistych przyczyn armia amerykańska dopiero po wielu latach publikuje kolejne incydenty, dlatego najnowsze dane kończą się na wrześniu 2013 roku. Oficjalna liczba incydentów i wypadków z udziałem broni jądrowej, którą Departament Obrony podał za ten okres, to 32, a najbardziej głośne i praktycznie nie do ukrycia były:
- katastrofa samolotu B-36 w Kolumbii Brytyjskiej w 1950 roku,
- zaginięcie samolotu B-47 w 1956 roku,
- niekontrolowane zrzucenie bomby jądrowej z samolotu B-47 nad Mars Bluff , na szczęście nie uzbrojonej, co miało miejsce w 1958 roku,
- zderzenie samolotów nad Tybee Island w 1958 roku,
- katastrofa B-52 w okolicy Yuba City, 1961 rok,
- katastrofa B-52 w okolicy Goldsboro również w 1961 roku,
- katastrofa B-52 w okolicy Savage Mt., także w 1961 roku,
- wypadek samolotu A-4 nad Morzem Filipińskim w 1965 roku,
- katastrofa B-52 w Palomares z 1966 roku,
- katastrofa B-52 w bazie sił powietrznych Tiule, w 1968 roku,
- wypadek w Damascus z 1980 roku.
W ostatnim czasie polscy żołnierze są pod prawdziwym ostrzałem, niestety bierze w tym też udział minister MON Mariusz Błaszczak. Krążące nad Polską rakiety, drony i teraz zapalnik, to z całą pewnością nie są pożądane sytuacje, ale trzeba pamiętać, że incydenty z udziałem broni w wojsku były zawsze i niestety nie znikną. Każdorazowa histeria wokół takich przypadków niczemu dobremu nie służy, bo choćby wprowadzić 1000 nowych procedur i kontroli, to człowiek zawsze się pomyli, a technologia zawsze zwiedzie, takie są nieubłagane prawa statystyki.
Przy okazji warto wspomnieć, że stacjonujący w Polsce żołnierze US Army co najmniej dwa razy zgubili ładunek na polskich drogach. Za pierwszym razem był to kontener z bronią, który w 2018 roku wypadł z ciężarówki na autostradzie A4, a za drugim razem na S3, w tym samym roku, z ciężarówki spadły kanistry z wodą.
Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!