Zaklinanie rzeczywistości to ciekawe zajęcie i niestety często przynosi pożądane rezultaty, ale nie jest to żadna reguła o czym dobitnie przekonała się Partia Demokratyczna. Przez wiele miesięcy, o ile nie lat, usiłowano zakląć ewidentnie niedołężnego starca w młodego księcia z politycznej bajki. Przez jakiś czas to działało, chaotycznie z mieszanymi skutkami, ale jakoś tam działało. Biologia jednak zrobiła swoje, a Internet dopełnił reszty. Obrazki z potykającym się Jeo Bidenem, zagubionym i wręcz nieświadomym tego co się wokół niego dzieje, odczarowały rzeczywistość.
Gdy sytuacja była nie do uratowania zaczęło się inne czarowanie, tym razem sondażowe i niby to przypadkiem puszczono kilka próbnych balonów. Najwyżej poleciała Michelle Obama, ale ona wcale nie chce latać. Dwaj niemalże anonimowi kandydaci Demokratów: gubernator Kalifornii Gavin Newsom i gubernator Michigan Gretchen Whitmer wznieśli się niżej od Bidena. Najlepiej wypadała Kamala Haris, niemniej jej 42-procentowy wynik nadal był gorszy od wyniku Donalda Trumpa. W końcu przyszedł czas decyzji i wstępnie, chociaż nie jednogłośnie zdecydowano, że to obecna wiceprezydent zmierzy się republikańskim konkurentem.
Po tym ogłoszeniu znów się zaczęło zaklinanie, w ciągu jednego dnia Kamala Haris przeskoczyła w sondażach Donalda Trupma, ale po dwóch kolejnych dniach nastąpiła korekta i znów liderem jest były prezydent USA. Podobnych sztuczek zobaczymy jeszcze wiele, ale mają one takie same szanse powodzenia, jak odmładzanie i nadawanie wigoru Joe Bidenowi. Efekt świeżości w polityce przerabialiśmy w Polsce wielokrotnie, był Palikot, Petru, Kukiz i jest Hołownia, o którym też już właściwie można mówić w czasie przeszłym. Wszystkie te świeżości bardzo szybko zaczęły tracić termin atrakcyjności i w konsekwencji nie dało się ich przetrawić.
Z Kamalą Haris jest jeszcze większy problem, bo nie jest to żadna świeżość w polityce, tylko znana od wielu lat prokurator i polityk związana z obozem Bidena. Ponadto Haris nie jest w stanie niczym zaskoczyć, jak również żadną technologią nie uda się jej wszczepić charyzmy. W TVN24 pokazano reakcję Amerykanów na ten wybór i jeden z „Afroamerykanów” powiedział że mu się kojarzy z „ciotką przy grillu”. Jest w tej złośliwości sporo trafnej charakterystyki postaci, potwierdzonej zresztą całą serią prześmiewczych komentarzy po jej występach publicznych. Gdy na polityczną scenę wchodzi jakakolwiek nowość, nawet przeterminowana, to efekt świeżości zawsze będzie zachowany, ale na tym koniec.
W przypadku podmiany Bidena nie było szans na gorszą opcję, każdy inny kandydat wypadłby lepiej, łącznie z dwoma wyżej wymienionymi gubernatorami. Problem w tym, że to działa dzień, tydzień, góra miesiąc, potem następuje kaskadowe załamanie, jeśli polityk nie potrafi wyjść poza własne schematy. Kamala Harris mogła otrzymać minimalną premię na stracie, pewnie nie tak dużą, jak to pokazują zamówione sondaże, ale po beznadziejnym Bidenie skok entuzjazmu musiał nastąpić. Zła informacja dla Demokratów jest taka, że to już mija, a teraz zaczynają się te same schody. Ze starca nie udało się zrobić młodzieńca, z drewna nie wyszlifuje się brylantu.
Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!