Foto: Maciej Kulesza

Internet to taki wynalazek, który stworzył własny świat, obrazki i nawet język. Jedną z kultowych fraz internetowych jest „umorzenie śledztwa”, które w uzasadnieniu zawiera podstawę prawną: „po co drążyć?”. Pełna wersja brzmi nieco inaczej, ale przed 22.00 takich treści staramy się nie publikować, zresztą w tym artykule nie ma to większego sensu, bo wydział wojskowy prokuratury wszczął śledztwo w sprawie: „szczątków powietrznego obiektu wojskowego znalezionego w lesie kilkanaście kilometrów od Bydgoszczy”.

O powyższym fakcie na portalu Twitter poinformował sam Zbigniew Ziobro, minister sprawiedliwości i jednocześnie prokurator generalny.

Gdyby jakiś nieodpowiedzialny obywatel nie do końca ufał ministrowi Ziobrze, to ma może jeszcze zapoznać się z oficjalnym komunikatem Ministerstwa Obrony Narodowej, które potwierdziło informację Ministerstwa Sprawiedliwości:

W okolicach miejscowości Zamość ok. 15 km od Bydgoszczy znaleziono szczątki niezidentyfikowanego obiektu wojskowego.

Za niezwykle ciekawe należy uznać okoliczności, w jakich państwo polskie i jego służby dowiedziały się o tym, że w ogóle coś na teren RP spadło. Latający obiekt miała zauważyć kobieta, która wybrała się konną wycieczkę do lasu. W zaistniałej sytuacji kolejny raz się potwierdziło, że człowieka nie jest w stanie zastąpić żadna maszyna, radar, czy inna tarcza antyrakietowa, nasz system obronny wraca do czasów słynnej na całej świat polskiej jazdy konnej, a mieliśmy ich kilka od husarii po ułanów.

W komunikatach jakichkolwiek ministerstw i służb próżno szukać danych na temat pochodzenia rakiety, co jeszcze na tym etapie śledztwa jest zrozumiałe, ale nie usłyszmy też ani jednego słowa na temat konfliktu zbrojnego jaki toczy się za naszą granicą. Jest to o tyle dziwne, że już raz na Polskę spadł wojskowy obiekt latający wstępnie i dyplomatycznie uznany za rosyjski, później zmieniono mu metrykę na ukraińską. Niestety wówczas doszło do tragedii i zginęło dwoje Polaków, jednak miało to miejsce znacznie bliżej granicy z Ukrainą, w miejscowości Przewodów. Tym razem obiekt spadł w centralnej Polsce, a MON zapewnia, że nikomu nic się nie stało i nie stanie:

Miejsce znaleziska badają funkcjonariusze Policji, Żandarmerii Wojskowej oraz saperzy.

Ustalenia jakie to resztki powietrznego obiektu wojskowego znaleziono w Polsce prawdopodobnie najszybciej przekażą media amerykańskie, na podstawie przecieków od tamtejszych służb, przynajmniej tak było w przypadku Przewodowa. Natomiast stanowczo należy wykluczyć, że był to zbłąkany ukraiński obiekt latający, gdyby tak było prezydent Zełeński natychmiast zdzwoniłby do swojego przyjaciela prezydenta Polski Andrzeja Dudy i przeprosił za incydent.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!