W styczniu 2019 roku podczas gdańskiego finału WOŚP doszło do zabójstwa Pawła Adamowicza. Impreza odbyła się z rażącym złamaniem zasad bezpieczeństwa, co jest niemal firmowym znakiem imprez organizowanych przez Jerzego Owsiaka, dość powiedzieć, że festiwal Pol’and’Rock, wcześniej „Przystanek Woodstock” wielokrotnie był uznawany za imprezę podwyższonego ryzyka, a liczba przestępstw i wykroczeń na „najpiękniejszym festiwalu świata” szła w setki. Zaraz po zabójstwie Owsiak odstawił tani spektakl ze swoją dymisją i nawet przeszło mu przez usta, że czuje się odpowiedzialny.
Bardzo szybko się jednak okazało się, że była to jedynie prymitywna sztuczka marketingowa, nastawiona na współczucie i błaganie o powrót, co zresztą stało się faktem, już w dniu pogrzebu Adamowicza. Odwrócenie odpowiedzialności od sztabu WÓŚP było możliwe, ponieważ od samego początku tragedii w Gdański media lewicowo-liberalne usiłowały przerzucić ciężar odpowiedzialności na zupełnie inne osoby i podmioty.
Wspomniany Jerzy Owsiak niemal wprost oskarżał Barbarę Pielę, Krystynę Pawłowicz i TVP o przyczynienie się do śmierci Adamowicza. Podobne opinie na temat TVP wyrażał ówczesny RPO Adam Bodnar, czy celebryta Krzysztof Skiba. Część z tych wypowiedzi trafiła na wokandę karną i cywilną, ale większość spraw została umorzona, jedynie pozew Barbary Pieli przeciw Owsiakowi został uwzględniony w pierwszej instancji, ale wyrok ciągle nie jest prawomocny.
W między czasie zapadł inny wyrok, w sprawie Stefanie Wilmonta, który zamordował Pawła Adamowicza. Sąd Okręgowy w Gdańsku uznał Wilomonta za winnego zabójstwa i wymierzył mu karę łączną dożywocia. W ustnym uzasadnieniu przewodnicząca składu orzekającego Aleksandra Kaczmarek stanowczo zaprzeczyła też, aby oskarżony był motywowany politycznie:
Sprawa ta nie była polityczna, także motywacja oskarżonego taka nie była. Powiązanie zamachu z polityką ma charakter nadinterpretacji wynikający z publicznego komentowania sprawy, a nie rzeczywistych przekonań oskarżonego.
Tym samym upadły wszystkie bezpodstawne oskarżenia kierowane przez wyżej wymienione osoby publiczne pod adresem innych osób lub podmiotów, ale najsurowiej sąd potraktował „Gazetę Wyborczą”. W pisemnym uzasadnieniu można się odszukać metafory słynnego wywiadu z koniem, czyli internetowej zabawy polegającej na wklejaniu zdjęć z reporterem TVN24, który rozmawia z koniem, na temat głośnej swego czasu „afery” w stadninie w Janowie. Oczywiście ta zabawa ma podkreślać i wyśmiewać poziom manipulacji, jakich w ocenie widzów dopuszcza się TVN24, natomiast Sąd Okręgowy w Gdańsku w ocenie „dziennikarstwa” GW poszedł jeszcze dalej, bo nie dopatrzył się konia.
Dziennikarka Katarzyna Włodkowska z „Gazety Wyborczej jest autorką artykułu „Stefan W. Posiedzę dwa lata i wyjdę”, w którym opisywała sprawę zabójcy prezydenta Adamowicza. Autorka w związku ze swoją publikacją była również świadkiem w procesie Wilmonta, ale jej problem i całej „Gazety Wyborczej”polega na tym, że treść artykułu oraz zeznania sąd uznał za nieprawdziwe i utrudniające postępowanie:
Autorka przedstawiła w nim uzyskane od rzekomego znajomego Stefana W. informacje, zgodnie z którymi oskarżony, w grudniu 2018 r., spotkał się z mężczyznami ze świata przestępczego Warszawy, poruszającymi się samochodem marki Audi, którzy mieli zlecić mu zabójstwo Pawła Adamowicza. (…) W ocenie Sądu zarówno treść w/w. artykułu prasowego jak i tłumaczeń Katarzyny Włodkowskiej, dlaczego, pomimo prawomocnego zwolnienia jej przez Sąd z tajemnicy dziennikarskiej, nie chciała odpowiedzieć na zadawane jej pytania, były nieprawdziwe. Katarzyna Włodkowska podała opinii publicznej zmyślony stan faktyczny, aby na tak nośnym, interesującym ówcześnie wydarzeniu zbudować kapitał popularności. Ani zasady logiki ani materiał dowodowy zgromadzony w sprawie nie potwierdziły bowiem jej wersji. Utrudniła prowadzenie postępowania w niniejszej sprawie. (…) Należy jeszcze raz podkreślić, że wersja, którą świadek zaprezentowała w swoim artykule i którą również próbował przeforsować swego czasu oskarżony nie została uznana za wiarygodną. W istocie cały materiał dowodowy odnoszący się do pobudek Stefana W. jej przeczył.
Nie koniec na tym, sąd dobitnie podkreślił również, że rzekomy informator Włodkowskiej, czyli przysłowiowy „koń z TVN24”, nigdy nie istniał:
Katarzyna Włodkowska nie podała danych informatora, ponieważ taki informator w ocenie Sądu nie istniał.
Trzeba przyznać, że tak ostrej oceny pracy „dziennikarskiej” w wydaniu „Gazety Wyborczej” nie dokonały nawet „Wiadomości” TVP za czasów prezesury Jacka Kurskiego. W tej sytuacji nie pozostaje nic innego, jak uznać wyższość GW na TVN24, bo dziennikarze GW nawet konia w roli zmyślonego informatora nie obsadzają.
Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!